Dziewczęta, jeśli macie konto na Szafa pl, proszę o głosy w konkursie Coco Chanel, jeśli Wam się podoba stylizacja, klikajcie proszę w "podoba mi się" :)
Dziś post dla książkowych i filmowych maniaków, będzie długo - przygotować kawkę i coś pysznego :). Znam grunt dogłębnie, bo nie lubię oglądać ekranizacji bez uprzedniego zapoznania się z lekturą. Najpierw zatem przeczytałam książki, potem obejrzałam szwedzką ekranizację całej trylogii i amerykańską wersję pierwszej części, w tej właśnie kolejności.
Temat sagi Millennium przewija się na scenie kulturowej od kilku lat, a ostatnio znów jest głośny, a to za sprawą filmu Davida Finchera "Dziewczyna z tatuażem". Miał on swoją polską premierę w styczniu 2012 roku i był jedną z bardziej wyczekiwanych produkcji zimy. Amerykanie jak Amerykanie, lubią sprawdzone pomysły i lubią robić remake, bądź swoich własnych, bądź zagranicznych hitów. Tak było i w tym przypadku, ale czy to był wielki sukces? Moim zdaniem, bez szału...
Zacznijmy może od początku, a początkiem było słowo pisane...
Okładki sagi Millenium |
W 2005 roku na półkach księgarskich pojawiła się książka Stiega Larssona "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet", która momentalnie stała się bestsellerem, podobnie jak dwie kolejne z tej serii - "Dziewczyna, która igrała z ogniem" z 2006 roku i "Zamek z piasku, który runął" wydany w 2007 roku. Świat zachwycił się stylem Larssona, niestety już pośmiertnie, bowiem pisarz zmarł nagle w roku 2004, nie był więc świadkiem sukcesu, jaki jego trylogia Millennium odniosła. Przed śmiercią stworzył konspekt i około dwustu stron części czwartej, niestety niedokończonej...
Główną bohaterką sagi jest Lisbeth Salander, charyzmatyczna hakerka, stroniąca od ludzi, dzika, mroczna indywidualistka i wielbicielka tatuaży. Towarzyszy jej dziennikarz po przejściach, Mikael Blomkvist, gdy ich poznajemy w pierwszej części, zajmują się rozwiązaniem tajemnicy pewnego zaginięcia sprzed czterdziestu lat...
Tom drugi i trzeci są odrębną częścią innej historii, skupiają się typowo na życiu Lisbeth oraz wyjaśniają tajemnice z jej przeszłości i stawiają ją twarz w twarz z dawnymi wrogami i ojcem... Jest tutaj kontynuacja wątków z części pierwszej, ale już nie tego głównego. Nie zdradzę więcej, bo zachęcam do przeczytania! Cała seria napisana jest świetnie, wciąga już po kilku pierwszych stronach, pomimo, że spotkałam się z opiniami, iż akcja w "Mężczyźni..." bardzo powoli się rozkręca. Owszem, Larsson buduje tło powieści, przedstawia bohaterów na początku, a nie w trakcie ksiązki. Mnie to osobiście nie przeszkadza. Zarwałam kilkanaście nocy na całość, a tomiska są naprawdę grube. Warto było.
Noomi Rapace jako Lisbeth Salander |
Rooney Mara |
Amerykanie. Hmm.. Mieli gotowy produkt na hit, obsadzili Daniela "Jamesa Bonda" Craiga w roli dziennikarza i mało znaną aktorkę Rooney Mara w roli Lisbeth plus masę gwiazd w pomniejszych rolach. Na uwagę zasługuja tu niedawny laureat Oscara Christopher Plummer jako Henrik Vanger, świetny Stellan Skarsgard jako Martin Vanger, Joely Richardson w roli Anity Venger.
No właśnie, mieli przepis na hit i gdyby nie wersja szwedzka, to może byłby hit! Niestety, Szwecja : USA - 1:0. Europejczycy okazali się lepsi, filmy trzymają w napięciu, Rapace mistrzowsko to odpycha, to przyciąga widza do siebie, Mara wypada przy niej jak młodsza, grzeczniejsza siostra. Craig z kolei zgrywa twardziela i jakoś nie bardzo mi leży w tej roli. Licencja na zabijanie, Aston Martin Vanquish i martini z wódką, wstrząśniete, nie zmieszane, bardziej do niego pasują, aczkolwiek, w "Domu snów" bardzo mi się podobał. Amerykańska wersja pozostawia więc pewien niedosyt, jest fajna ale... czegoś w niej brakuje, zmieniona część fabuły nie bardzo mi odpowiada i jest nielogiczna w kontekście działań bohaterki (Londyn zamiast farmy w Australii)? Kto czytał czy oglądał, wie o czym mówię, ale nie będę zdradzać istotnych szczegółów tym, co dopiero zamierzają...
Podsumowując, jako, że jestem z wykształcenia pedagogiem, ocenię: książki na szóstkę, wersja szwedzka piątka z plusem, ekranizacja amerykańska tylko czwórka!
BTW wszystkie zdjęcia użyte w poście znalazłam w sieci.
to ta cała seria tej dziewczyny z tatuażem? film był świetny:)
OdpowiedzUsuńja mam w planach najpierw pójść na film, a potem przeczytać książkę ;d zawsze robiłam odwrotnie, ale jak słyszałam wypowiedzi moich koleżanek, które czepiały się szczegółów po książce w filmie to wolę sobie tego oszczędzić ;d
OdpowiedzUsuńłojej, ja tak rzadko się z Tobą nie zgadzam... dla mnie szwedzka wersja była ponad dwiema godzinami wyjętymi z życiorysu. tra-ge-dia! oglądałam ze znajomym, który nie czytał książek i on stwierdził, że "do obejrzenia", dla mnie natomiast nie do strawienia.
OdpowiedzUsuńNiestety nie miałam przyjemności oglądania tego filmu.
OdpowiedzUsuńNie oglądałam, może kiedyś ...
OdpowiedzUsuńobserwujemy.?
film kusi :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie jak najczęściej, oraz zachęcam do komentowania :D [ look-took.blogspot.com ]
O 'Dziewczynie z tatuażem' słyszałam, nawet chciałam obejrzeć, kiedyś na pewno to zrobię :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie:>
hmm.. nie przepadam za takimi książkami, ale za to moja koleżanka może takie czytać i czytać. :) a filmu też nie oglądałam, z wiadomych przyczyn. :)
OdpowiedzUsuń+ poklikane. :)
Na mnie właśnie czeka Dziewczyna z tatuażem, muszę tylko wygospodarować trochę czasu:)
OdpowiedzUsuńkocham tatuaże <3
OdpowiedzUsuńhttp://weeronika-blog.blogspot.com/
dziewczyna z tatuażem to mój osobisty hit, mimo, że nie lubię takiego kina to ten film mega.
OdpowiedzUsuńKLIK ---> rebellook.blogspot.com
:D
i ja jednak zdecydowanie wolę amerykańską wersję, może za stylizacje hehe
OdpowiedzUsuńa może dlatego że szwedzką wersję ogladałam po szwedzku;)
KLIK ---> rebellook.blogspot.com
:D
Naprawdę? I co polecasz? :)
OdpowiedzUsuń+ Obserwuje
oglądałam amerykańską wersję i w sumie nie wiem co sądzić... Mara mi się podobała tam (ma świetną figurę w ogóle), ale jeśli to jest grzeczna wersja Lisabeth, to ja nie chcę znać tej niegrzecznej :P Zbyt dziwny temat jest poruszany w tym filmie, na książki się nie skuszę...
OdpowiedzUsuńKsiążki swietna, grube jak słoń, ale wciagające... film, momentami przynudza, jednak zgadzam się, że wolę Szwedzką wersje:)...pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZnalazłam!!! Na początku dziękuję za rozjaśnienie sprawy książki vs. filmy. Obejrzałam na dzień dobry tylko wersję amerykańską, muszę przyznać, że mi się spodobała, nie jestem bowiem wymagającym smakoszem kina od kiedy studiuję. Sam koniec filmu mnie zirytował no i zmusił do poszukiwania książki, a coś mi świtało, że to właśnie Ty napomknęłaś o filmie. Mi osobiście Craig wydał się bardziej delikatny. Mara podobała mi się ze względu na stylizację postaci i wygląd, prosty i sztywny akcent. No ale muszę mieć porównanie i obiecuję obejrzeć wersję szwedzką, po uprzednim przeczytaniu książek.
OdpowiedzUsuń