niedziela, 30 września 2012

Burgundy lips, burgundy heart...



No i mnie również dopadło burgundowe-love :)
Pisałam Wam wcześniej, że udało mi się kupić spodnie z wykorzystaniem 25% kuponu rabatowego w C&A i był to bardzo pozytywny przypadek. W Galerii Jurajskiej sklep ten zajmuje dwa pięra, dół - damsko-męski i góra dziecięca. A przynajmniej tak wygląda na pierwszy rzut oka, więc na wyższy poziom nigdy nie wjeżdżałam. Błąd! Okazuje się, że najfajniejsza linia Clochouse jest właśnie połączona z działem dla najmłodszych.  Gdyby nie ten kupon, nie weszłabym do tego sklepu, bo asortyment damskiej części mi nie odpowiadał. Ale mając go, dałam się złapać na marketingową sztuczkę i postanowiłam bardziej poszperać, a że moje wymiary swobodnie pozwalają ubierać się na dziecięcym, udałam się na górę. Bóstwa zakupowe chyba mnie wiodły, bo trafiłam bezbłędnie na te spodnie, jeszcze zrabatowane kosztowały mnie niecałe 50 zł, czyli ponad połowę taniej niż w innych sklepach. Miałam nadzieję jeszcze na jeansową koszulę, ale była ostatnia, w bardzo dużym rozmiarze. Również przypadkiem trafiła i kupiłam widoczne na fotkach bordowo-czarne lakierowane koturny, też niecałe 50 zł. Gdybym ja zawsze była taka oszczędna na zakupach... Niestety mam przypadłość typowo kobiecą, którą ma dużo z Nas, podobają mi się najbardziej rzeczy z najwyższej półki, które zdecydowanie przekraczają moje mozliwości finansowe... A na pomysł " nowe szpilki zamiast czynszu" JESZCZE nie wpadłam :)
Co do bordo-miłości, objawia się ona głównie dołem, jak widać na zdjęciach. Prozaicznie, jestem zbyt blada do bluzek czy sweterków w tym kolorze, więc do pasa trendy, od pasa klasyka :) Jedyne, o co się pokusiłam, to szminka w takim odcieniu. Cały czas marzę o marynarce w twedową angielską kratę, z dodatkiem burgundu właśnie, ale nie trafiłam na taką idealną. Mam w głowie ten wzór w wymarzonej kolorystyce i innej nie kupię. Czy jak zwykle trafię być może za 3 lata...
Za zdjęcia chcę bardzo podziękować mojemu kochanemu Młodszemu, czyli bratu Dawidowi, który bardzo tego nie lubi, ale da się czasem przekupić pizzą :)


Koturny/wedges - Centro
Spodnie/trousers - Clockhouse by C&A
Pasek/belt - Promod
Koszula/shirt - Zara
Naszyjnik/necklace - Coyco
Kopertówka/clutch - H&M

piątek, 28 września 2012

Mój i Jej...

Dziś post dzielony, na Mnie i na Nią... Na kogo? Przeczytajcie do końca :)
Najpierw moja część (egoistka!) bowiem na półce w mojej szafce łazienkowej zagościło kilka nowości, więc postanowiłam się z Wami podzielić opinią. Wszystkie zakupy jak najbardziej trafione, co mnie bardzo cieszy, bo żadnej z tych rzeczy nie miałam okazji wypróbować wcześniej.

Jako, że ostatnio jest szał na kremy typu BB, a mój nawilżający naczynkowy "erisek" właśnie się skończył, postanowiłam spóbować czegoś nowego. Zdecydowałam się na Eveline, bo to porządna, polska marka i cena również przyzwoita, 18 zł. Krem jest w dwóch odcieniach, dla jasnej i ciemnej cery. Nie na darmo tak kocham wrzosowiska na Wyspach, bo urodę też mam angielską, dlatego wybrałam ten jaśniejszy. Krem lekko kryje i fajnie matuje skórę, nie ma jednak efektu "rozświetlenia", co obiecuje producent. Jest praktycznie bezzapachowy i dobrze się rozprowadza. Tubka estetyczna i ergonomiczna. Jak dla mnie same plusy, cudów opisanych na opakowaniu nie oczekuję, dlatego dobrze go oceniam.
Poszłam za ciosem, a raczej na łatwiznę, bo to jedna półka w SuperPharmie :) i kupiłam też płyn micelarny Eveline. Jego wielką zaletą jest to, że nie wysusza skóry i ma delikatny zapach. Nie podrażnił mi również oczu przy demakijażu. Cena coś około 12-15 zł, nie pamiętam dokładnie. Oceniam go bardzo pozytywnie.


Masła do ciała, truskawkowe z Joanny i marcepanowe Dax Cosmetics.
Truskawego... jeszcze nie próbowałam :) jest zafoliowane, bo upajam się tym z linii Perfecta Spa. Jest jak lekki krem w kolorze delikatnego beżu, cudnie się smaruje i wchłania. I pachnie obłędnie, zasadniczo mam ochotę je jeść, a nie używać do pielęgnacji ciała :) Ma same plusy, brak minusów i piszę to z pełną odpowiedzialnością! Wygładza i nawilża idealnie skórę. Cena w promocji 9,99 zł. Truskawkowe było jeszcze tańsze, ok. 7 zł w promocji i mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie :)

Całkiem nowy dla mnie zapach, Truth by Calvin Klein (ten z lewej). Wcześniej używałam CK In2U, ale po zużyciu wielkiej butli 150 ml znudził mi się. Właściwie jeden zapach, któremu jestem wierna i do którego prędzej czy później wracam, to Escada Magnetism, przecudowna zapachowa klasyka. Oprócz tego, na lato uwielbiam jeszcze  lekki owocowy Aqua Allegoria Pamplelune z Gurlain, delikatna siateczka na górze butelki jest piękna! Poza tym jednak lubię eksperymentować i kupuję co mi w nosek wpadnie :) Tak było tym razem, nuta Truth by CK jest dość ciężka, zupełnie nie w moim stylu, a jednak mi się spodobał. Pewnie dlatego, że jesienią i zimą lubię zapachy bardziej orintalne, piżmowe, zmysłowe.
Dla przeciwwagi nabyłam jeszcze Oxygene Lanvin (fotka z prawej), który skojarzył mi się z białymi "barankowymi" chmurami, niebem, jest bardzo lekki, ledwo wyczuwalny i to jest w nim fajne. W zależności więc od nastroju pachnę jak arabska księżniczka lub kobieta bujająca w obłokach :)



A teraz trochę prywaty czyli część druga, ponieważ dziś urodziny obchodzi Ona, jedna z naszych koleżanek bloggerek, Dżasta. Niezwykła, charyzmatyczna, inspirująca, tajemnicza i seksowna, to tylko kilka określeń, które przychodzą mi na myśl, gdy oglądam Jej stylizacje i blogowe pomysły. Duża w tym zasługa męża Daniela, który fotografuje Ją okiem kochającego mężczyzny, co widać również na zdjęciach. Love is in the air :), we współpracy Tych dwojga widać chemię :) To z Jego inicjatywy właśnie nasza modnopolkowo-blogowa społeczność dowiedziała się o tej okazji.
Moja Droga, ze swojej strony życzę Ci, abyś czuła się Kobietą Spełnioną we wszystkich ważnych dla Ciebie dziedzinach życia. Niech los będzie dla Ciebie zawsze łaskawy, a fortuna sprzyja, bo kasy niegdy za wiele :)
Daniel przysłał mi kilka Twoich zdjęć, pozwolę sobie zamieścić to, które najbardziej mnie urzekło. Efemeryczna, zmysłowa, a przy tym odjazdowa, kobieta z pazurem, cała TY!!!


wtorek, 25 września 2012

Made in the 80's



Jestem dzieckiem lat osiemdziesiątych. Moje dzieciństwo przypadało na tamten właśnie okres, a więc stan wojenny, potem resztki komunizmu i początki demokracji, kształtującej się w latach dziewięćdziesiątych. Zachłysnęliśymy się wtedy Zachodem, nagle w sklepach możan było kupić coś więcej niż ocet, a w telewizji królowała "Dynastia" i to jej bohaterki wyznaczały kanony mody. Pamiętam, że uwielbiałam oglądać te pełne przepychu wnętrza, fantastyczne samochody i przede wszystkim cudne ubrania i biżuterię.
Patrząc na kolory, batikowe wariacje wybielaczem i mieniące się aplikacje oraz ćwieki, obecne w nowych kolekcjach, przypomina mi się tamten klimat serialu oraz najmodniejszych wtedy tureckich ciuchów, które nosiła moja Mama. To był powiew wielkiego świata w wersji "made in Turkey" dla poskomunistycznej Polski, która powoli znów otwierała się na Europę. Szczytem szyku były między innymi modne znów jeansy tzw. "marmurki" oraz niesamowite rajskie, mieniące się sweterki. Ile ja bym teraz dała za jeden z owych starych Maminych swetrów -a la szał ciał, czyli hafty, aplikacje z kamieni, wrabiane wzory, poduchy na ramionach -wypas!
Natchnęło mnie to wszystko na "postarzenie" fotek i zestaw trochę a la wspomniana wcześniej "Dynastia", tylko chyba bardziej Alexis niż Crystal, nie wyglądam na pozytywny charakter w tej ciemnej szmince i skórzanych spodniach :) No i nie jestem blondynką słodką jak miód :) Żałuję, że nie dane mi było zrobić fotek we wnętrzu z epoki Carringtonów, ale nie znam nikogo, kto miałby tak urządzone, hmmm... mieszkanie to za mało, to musiłaby być dość duży dom a raczej posiadłość:)
Sweter jakby nie było odjazdowy, dziwny, bardzo vintage. Mnie się niemniej jednak podoba, bo ja lubię ciekawe rzeczy. Niestety, nie jest to oryginał z tamtych lat, a tylko stylizowany. Ponieważ moje kombinacje zdjęciowe trochę przekłamały kolory informuję, że jest fioletowy :)


Botki/boots - Nine West
Spodnie/trousers - H&M
Top/top - Bershka
Sweter/sweater - Dorothy Perkins
Kolia/necklace - H&M

sobota, 22 września 2012

Futro bywa fałszywe..



Futro bywa fałszywe, często się to zadarza... I bardzo dobrze, w przeciwieństwie do ludzi, fałsz w kwestii futer jest bardzo porządany. Mało tego, jest wręcz trendy, proekologicznie i salonowo zadawać szyku w pseudo- futrzanym okryciu. Nie narażamy się na przykład na oblanie farbą przez obrońców zwierząt, co spotkało Samanthę w "Seksie w wielkim mieście" (uwielbiam!) czy obsypanie mąką, jak Kim Kardashian (nie przepadam). Przemawiają tu również względy finansowe, jakby nie patrzeć, choćby nie wiem jakiej jakości i maści sztuczniak jest zawsze tańszy niż jego naturalny odpowiednik. A jak się zużyje nie szkoda wyrzucić.
No i główny argument, nie zabija się zwierząt, co by jakaś paniusia mogła mieć kołnierz z norek albo płaszczyk z szynszyli. A ekologiczne futerka są niekiedy tak podobne, że ciężko odróżnić. Krótko mówiąc, same plusy.
Wszystkie te względy, (oraz wielka chęć posiadania czegoś takiego), skłonił mnie do nabycia mojego futrzaczka a la irlandzka pastereczka. Celowo piszę "irlandzka", bo kupiłam go na wiosnę w Primarku w Belfaście, ale założyłym dopiero dziś. Wprawdzie masakrycznie powiększa tyłek i biodra, ale noszę go luźno jak kamizelkę, więc nie jest źle :) Poza tym wisiał sobie jeden ostatni, przeceniony na 6 funtów, nie dało się nie kupić, ja mam miękkie serce do samotnych ubrań...
Dla kontrastu, skórzane spodnie, które wraz ze spadkiem temperatury znów wracają do moich łask, oraz ćwiekowa TOREBKA. Trochę pasków i czerwieni dla ożywenia całości, oraz czerwone paznokcie. Oto mój dzisiejszy strój, w którym pomykałam po Galerii, może ktoś z osób tu wpadających mnie widział :) Pojechałam obejrzeć i zmierzyć tweedową sukienkę z H&M, która weszła teraz z kolekcją, ale okazała się niewypałam, przynajmniej na mnie. Poza tym miałam kupon rabatowy na 25% do C&A, który dostałam w zeszłym tygodniu po zakupach w SuperPharmie, jakaś akcja promocyjna tych dwóch marek. Przyznam się, że w C&A nigdy nie kupowałam, więc poszłam z ciekawości. Część z klasyczną linią mnie nie powaliła, ale marka Clockhouse okazała się strzałem w dziesiątkę, bo znalazłam idealne bordowe spodnie :) Kosztowały mnie tylko 48 zł, cena regularna 65 zł, co i tak jest do przeżycia. Generalnie fajne ciuchy i dobre ceny, na pewno jeszcze tam zajrzę, bo wpadł mi w oko fajny pasiasty sweter za 45 zł. Tak więc jednak poszłam za ogólnym trendem i też mam burgundowe rurki :) W Centro, gdzie lubię kupować przecenioną biżu trafiłam na świetne bordowo-czarne koturny za 49 zł, więc zmieściłam się w stówce a mam buty i spodnie :) Fakt, jakość obuwia Centro nie powala, ale te wyglądają fajnie, więc postanowiłam spróbować i nabyć pierwsze w mojej szafce "centrówki". Moje zakupy można więc podsumować wielkim przypadkiem, bo nastawiałam się ostro na wspomnianą wcześniej sukienkę a wyszłam z czymś innym. Ale jak to mówią, nie ma tego złego.... :)


Szpilki/pumps - Atmosphere
Spodnie/trousers - H&M
Bluzka/blouse - no name
Kamizelka/fur coat - Primark
Zegarek/watch - Guess
Naszyjnik/necklace - H&M
Torebka/bag - OASAP

środa, 19 września 2012

I wont' smile...


Na początek mam wielką prośbę do tych wszystkich, którzy piszą w komentarzach, abym się uśmiechała na zdjęciach. Moi drodzy, nie znoszę się śmiać do obiektywu, wygląda to mocno sztucznie, dlatego odpuśćcie mi :) Wiem, wyglądam ponuro, ciągle się tłumaczę zmęczeniem, ale ja mam po prostu taki interesujący wyraz twarzy :) Nie, żartuję, nie jestem ponurakiem, wiecie, tak jakoś wyszło :)
Dziś znów zestaw "białokoszulowy", klasyka sprawdza się najlepiej w każdej sytuacji. Trochę ją złamałam ukochanymi gadżetami, czyli ćwiekowaną torebką  oraz paskiem Moschino.
Nie bez powodu mówi się, że to dodatki "robią" strój. Czasem źle dobrane buty czy pasek mogą wszystko zepsuć, ale i odwrotnie - jeden mocny element w postaci torby ożywi nieco nudną całość :) Bo sama biała koszula bywa nudnawa, powiedzmy to głośno :)
Spodnie mają delikatny złoty połysk, niestety robiłam zdjęcia "na szybko" i nie bardzo to widać. Możecie je dokładniej zobaczyć w TYM POŚCIE.
W sobotę wybieram się na śląskie spotkanie bloggerek do Katowic, więc możecie spodziewać się relacji i fotek bajecznie ubranych koleżanek bloggerek :)


Szpilki/pumps - Ryłko
Spodnie/trousers - Bershka
Pasek/belt - Moschino
Koszula/shirt - Banana Republic
Torebka/bag - OASAP

poniedziałek, 17 września 2012

Boczne drogi...


Jak zwykle lecę moją ukochaną Chmielewską,  ale na relaksujące weekendowe spacery boczne drogi są najlepsze... A na niedzielne wieczory przy herbatce i książce najlepsze są... "Boczne drogi" :)
Kilka osób pisało w komentarzach pod ostatnimi postami, że już czeka na stylizację z bordowymi rurkami, które zamierzam kupić. Widzicie, ze mną tak jest, że nie wiem, czy to dojdzie do skutku. Napatrzyłam się bowiem na tyle burgundowych spodni na innych blogach, że mi się powoli odechciewa... Pomijam fakt, że są w sklepach tak przetrzebione rozmiarowo w tym kolorze, że właściwie nie ma co wybrać, pozostały albo bardzo duże albo maleństwa. Na idealne, które mnie naprawdę skuszą (i nie zrujnują portfela!), jeszcze nie trafiłam. Poza tym mam jedne ciemnoczerwone i niestety - kolor się spiera, obawiam się, że na bordowych też zrobią się odbarwienia. A tego na odzieży nie lubię. Zobaczymy zatem, niech los zadecyduje!
Ponieważ zaczyna się jesień, moja góralska chusta, pamiątka sprzed kilku lat, przywieziona z Karpacza, staje się podstawowym dodatkiem. Uwielbiam ją, jest taka... inna, inna niż wszelkiej maści apaszki-szaliczki w sklepach. I ma kolory, które pasują właściwie do wszystkiego.
Loafersy z Deichmana pokazywałam już w kilku postach, spodnie i sweterek też. Właściwie wszystko już było, tylko w innych konfiguracjach :) Dzisiaj jest więc wczorajszy niedzielny luz na tych bocznych drogach :)


Buty/loafers - Deichmann
Spodnie/trousers - Bershka
Sweter/sweater - H&M
Kurtka/jacket - New Look
Chusta/scarf - no name

sobota, 15 września 2012

Back to th basics...


No i stało się... Koniec ze zdjęciami w pięknych okolicznościach przyrody, jesień nastała i basta!
W związku z tym wróciłam do początków, czyli do samowyzwalacza i tła w postaci mojego mieszkania. Aparat z dobrym obiektywem pozostaje w kwestii planów, dlatego musicie mi wybaczyć, ale zdjęcia będą średnie, mój malutki Cannon więcej z siebie nie wyciśnie, choćbym nie wiem jak ładnie go prosiła :)
Torba BOSTON RIVET BAG, która doznała awarii już po pierwszym użyciu, została na szczęście naprawiona, więc mogę się nią cieszyć na nowo. Modlę się tylko, żeby nie poleciały nity przy rączce, bo tego już raczej szewc nie naprawi... Tak, moja ciocia zaniosła mi ją do naprawy u.... szewca :) Dał chłopina radę i kasy nie wziął wiele, całe 4 zł, a wymienił też nit z drugiej strony. Uroki zakładzików w małych miejscowościach, w Częstochowie pewnie zapłaciłabym ze 20-30 zł, gdybym oczywiście miała tylko czas, żeby ją zanieść...
Szorty pochodzą z resztek wyprzedaży w H&M, skusiłam się na nie, bo są eleganckie i mają fajny fason.
Wskoczyłam wczoraj do Galerii po nowy jesienny H&M magazyn, zmierzyłam po raz kolejny bordowe spodnie, pooglądałam tweedowe marynarki, stwierdziłam, że to nie to, kupiłam właśnie szorty i wróciłam do domu. Strasznie jest mieć w głowie pewien fason, kolor ubrania i nie móc znaleźć w żadnym sklepie. Ciężki ze mnie typ, jeśli chodzi o zakupy, ale jestem i byłam taka od zawsze. Wybredniak klasy lux plus gabaryty wyrośniętej dziesięciolatki :) Trencz kupowałam trzy lata, teraz drugi rok poluję na idealne beżowe spodnie, nie rurki, bardziej chinosy, mam nadzieję, że w końcu trafię...
Tymczasem dziś zestaw klasyczny, z białą koszulą, przełamany czernią butów, torebki i paska.


Pantofle/shoes - Ryłko
Torebka/bag - OASAP
Szorty/shorts - H&M
Pasek/belt - Bally
Koszula/shirt - Banana Republic

środa, 12 września 2012

Cafe au lait..


Taki właśnie mam dziś nastrój - jak kawa z mlekiem, trochę czarny a trochę jasny... Aktualnie mam ochotę rzucić wszystko i wyjechać na wakacje w jakieś cudne miejsce, gdzie słońce świeci jak szalone a kelnerzy donoszą na plażę drinki z palemką :)
Wolny czas jest towarem deficytowym a weekendy gnają jak szalone, jakby nie mógł się taki zatrzymać i potrwać kilka dni...
Ostatnio monotematycznie jadę tym brakiem odpoczynku, ale przepracowanie zaczyna mi dokuczać również fizycznie. Razem z jesiennym przesileniem, mieszanka niespecjalna, idealna do wyhodowania małego wrzoda żołądka, albo czegoś równie uroczego.
Opuszcza mnie wena twórcza również w kwestii odzienia, wieczorami jestem tak zmęczona, że wyciągam jeansy i jakąś bluzkę, najlepiej bez konieczności odpalania żelazka...
Jako, że twarda ze mnie sztuka, postanowiłam, że się nie dam jesieni i znużeniu, kaprys taki!
Najlepsze pomysły przychodzą tuż przed snem, na tej granicy dwóch światów, świadomości i podświadomości. Moja podświadomość jest teraz wyraźnie bardziej kreatywna niż ta świadoma strona osobowości, dlatego wczoraj jak odpaliła, to z hukiem. W jednej chwili pojawiły się w głowie opcje kilku swieżych zestawów, wizja nowego posta oraz... sukienka ślubna :) Sety stworzę, bo wszystkie ciuszki poza ciemnozielonymi spodniami mam (a spodnie będę mieć :), tekst napiszę, ślubna kreacja... Hm, zapewne kiedyś ponownie wyjdę za mąż, wtedy sobie tą wyśnioną kieckę i toczek z piórkami sprawię :)
A dzisiaj zestaw beżowo-czerwono-jeansowy. Dodaję fotkę butów, bo w poprzednim poście nie było ich dokładnie widać. Zdobyczne, zamszowe, bardzo wygodne, bo i platforma i niewysoki obcas. Wylicytowałam na Allegro za 36 zł, cena za nowe skórzane pantofelki zabójcza, to tak na małą poprawę nastroju :)


Szpilki/pumps - Allegro
Jeansy/jeans - TopShop
Płaszcz/coat - Stradivarius
Torebka/bag - OASAP
Apaszka/scarf - no name