środa, 25 marca 2015

Polubić siebie...



Zawsze chciałam być smukłą i wysoką blondynką, najlepiej taką w typie nordyckim, z zimnym, niebieskim spojrzeniem. Patrzyłam w lustro, łudziłam się, że jeszcze urosnę, a włosy zawsze można zafarbować. Tylko oczy pasowały do obrazu siebie, jak stworzyłam. Nie pytajcie na jakiej podstawie, bo nie wiem. Być może jakiejś bohaterki literackiej, bo książki pożerałam wręcz zachłannie odkąd tylko opanowałam sztukę czytania. Być może na podstawie ulubionej bajki z dzieciństwa z serii "Scooby- Doo", gdzie była piękna Daphne, podczas gdy mnie zawsze było bliżej do mądrej i wygadanej ciemnowłosej Velmy, tyle, że bez okularów... W wieku lat nastu inteligencja niekoniecznie była w cenie, raczej liczyła się klasyczna uroda.
Ów okres rozciągał się mniej więcej od podstawówki do liceum. Wtedy też zaczęłam dostrzegać, że są zalety bycia tą "małą czarną i gadatliwą". Mała, a więc niższa od 99% facetów, nie onieśmielająca ich z pozycji wzrostu i w propozycji randki :) Okazało się również, że twierdzenie "mężczyźni wolą blondynki" jest nie do końca prawdziwe... A moja kontaktowość okazała się atutem, bo faceci to też ludzie, lubią czasem po prostu pogadać :)
Zaczęłam lubić siebie.
Dlaczego piszę o tym?
Bo w dzisiejszych czasach samoakceptacja to temat niezwykle ciężki... Ludzie gubią się w tym, jak powinni wyglądać, pozostać sobą czy czy wpasować się w jakiś wzorzec, a jeśli tak to jaki?
Po raz kolejny czytam o forach, które propagują wśród nastolatek anoreksję i głodzenie się, a na przeciwnym biegunie są strony, gdzie dziewczęta głoszą ideę  "kochanego ciała nigdy za wiele".
Z jednej strony atakują nas media, ukazujące ideał urody w typie Aniołków VS - szczupłych, gibkich, z uśmiechem biegających w bikini po hawajskich plażach. Z drugiej są gwiazdy, wyglądające idealnie na czerwonych dywanach i okładkach czasopism, ale z pełniejszą figurą typu J.Lo czy Kim Kardashian. Ikoną według kobiet jest szczupluteńka Anja Rubik, mężczyźni zaś tęsknią za latami 90 ubiegłego wieku, kiedy określenie "supermodelka" było synonimem krągłej Cindy Crawford czy Heleny Christensen.
Bo tak naprawdę, ile ludzi tyle gustów i kreowanie jednego słusznego ideału urody jest po prostu bez sensu. Tym bardziej rygorystyczne podporządkowanie się pod takowy!!!
Kanon piękna zmienia się w zależności od epoki, paleolityczna Wenus z Willendorfu jest mocno zaokrąglona, bo u zarania ludzkości była to oznaka dobrobytu i płodności, z kolei w Starożytności ceniono smukłe, wysportowanej sylwetki. Potem w baroku kobiety znów nabrały kształtów, które można oglądać choćby na płótnach Rubensa. A w czasach współczesnych, wróciliśmy do kultu szczupłości. Co nie znaczy, że za ileś-tam lat to się nie zmieni!

Jak więc wyglądać? Przede wszystkim tak, by dobrze czuć się w swojej skórze! Ale i być ZDROWYM!

Banał? A jednak! Trafiłam ostatnio na FB na takową właśnie stronę propagującą dziewczyny "puszyste". Przejrzałam kilka postów. Ogólne "jechanie" po tych chudych, bo prawdziwa kobieta to krągłości mieć powinna. Tyle, że wiele z tych pań wyglądało po prostu na otyłe, niezdrowo otyłe i nie do końca szczęśliwe... Pomijając już kwestię poprawności społecznej i tolerancji (wolno wyzywać od "szkieletorów", ale od "grubasów" to już nie?) oraz zwykłej kultury... Ale przyklaskiwanie stanowi, w którym tusza obciąża kręgosłup, stawy, serce i cały układ krążenia? To tak jakby na innym forum pisać anorektyczce, że za dużo je i powinna schudnąć.. .I ta i ta prędzej czy później wyniszczy organizm. Rozumiem, że są względy niezależne od nas, zaburzenia hormonalne potrafią namieszać tak skutecznie, iż szybko porzucasz rozmiar 36 i wskakujesz w 46 albo i więcej... Ale te osoby rzadko kiedy szczycą się swoimi kształtami, za to najczęściej ideał "prawdziwej kobiecości" głoszą panie, którym za przeproszeniem tyłka się nie chce z kanapy czy sprzed komputera ruszyć i poćwiczyć, ale piszą zjadliwe komentarze typu "jak to ta Rubikowa wygląda, jak z obozu". Bo tak naprawdę, w głębi serca, zazdrość zżera... Tyle, że "ta Rubikowa" może i według niektórych za szczupła, ale zdrowa, silna, wysportowana...

Jak więc w dzisiejszym świecie akceptować siebie? Jaki wzorzec w życiu przyjąć? Przecież każdy żyje według jakichś wzorców, to otoczenie wyznacza normy. Ale czy warto ślepo wpasowywać się w kanony jakiejś grupy?
Nie ma złotego środka. Sami kształtujemy własny obraz, pomimo, że przez pryzmat świata, w którym żyjemy. Zadajmy sobie pytanie, czy lubimy osobę, na którą codziennie patrzymy w lustrze. Tak po prostu. Czy chcemy coś zmienić, czy też stan obecny jest satysfakcjonujący. Byle bez wymówek i okłamywania siebie, nie musisz wyglądać jak Anja Rubik i nie musisz być krągła jak Kate Upton... Bo one też mają swoje kompleksy, nie tylko Ty. Im też wyskoczy pryszcz, muszą depilować nogi, a żeby wyglądać na okładce świetnie pracuje nad nimi sztab makijażystów i fryzjerów. W sklepie czy na spacerze już nie wyglądają jak z czerwonego dywanu.
Dla Ciebie najważniejsze, byś polubiła siebie taką, jaka jesteś, niezależnie od obowiązującego standardu ale i nie popadając w skrajności. Głodzenie się czy zajadanie smutków to nie wyjście. Najważniejsze jest Twoje zdrowie i dobre samopoczucie, a ideał piękna? Przecież wiesz co sądzę - ideały tak naprawdę nie istnieją :)


A była szansa na typ nordycki!  Niebieskie oczy, włosy jasne, nic tylko rosnąć... :)

Nie da rady, zmieniłam się w kopię Mamusi :) Grzywka forever!

45 komentarzy:

  1. kochana świetnie napisany post - akurat na mój dzisiejszy zły humor...
    masz rację, najwazniejsze to czuć się dobrze i nie popadać ze skrajności w skrajność..

    pozdrawiam
    Marcelka Fashion

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale fajny post! Bardzo fajnie się czyta :) Oj masz rację z tym, że ciężko zaakceptować siebie i często ludzie mają z tym problemy. W dzisiejszych czasach wszyscy bardzo dużo od siebie wymagamy, a gdybyśmy wszyscy zaakceptowali siebie, życie było by o wiele prostsze i przyjemniejsze :) Poza tym nie możemy wyglądać jak klony, bez zróżnicowania byłoby nudno ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. o matko!! nie dość, że jesteś kropka w kropkę podobna do mamy to jeszcze się nie starzejesz ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a dziękuję za dobre słowo, niestety to nieprawda (a szkoda :)

      Usuń
  4. haha, ja się z kolei urodziłam z czarnymi lokami ;)
    i miałam takie przez kilka miesięcy ;)
    poważnie ;P
    wszyscy myśleli, że będę podobna do mamy - nic z tych rzeczy, jestem w stu procentach podobna do ojca ;P

    Ja w sumie nigdy nie miałam obiekcji do tego, co nazywałam detalami wyglądu - lubię swoje oczy, naturalnego koloru włosów nie lubiłam, ale włosy zawsze mogłam przefarbować. Wzrost zaakceptowałam - chciałabym być wyższa, ale w sumie potrzebne byłoby mi to głównie do tego, by móc kupować każdy model spodni, jaki mi się zamarzy ;P
    Jako dziewczę z końca podstawówki bardzo cierpiałam z powodu braku biustu - w swoim czasie cycki mi urosły, problem się rozmył ;P

    Ja się całe życie zadręczam innymi wyglądu kwestiami - cerą i zgryzem.
    Zgryz zjadł dużo pieniędzy w latach wczesnego dzieciństwa, niestety - potem zrobiło mu się gorzej ;P
    Dopiero kończę składać pieniądze na kolejny aparat.
    Do egzaminu dyplomowego nie wolno mi mieć niczego na zębach.
    Ale zęby można naprawdę wyczarować niemal nowe - dziś to już nie problem.

    Bardziej wkurza mnie cera.
    Wydałam na leczenie trądziku ogrom forsy swego czasu.
    Zostało mi sporo blizn.
    Wykwaszam je sukcesywnie, ale wszystkiego i tak się nie pozbędę.

    Trądzik mi zniszczył swego czasu poczucie własnej wartości - a wystarczyło o dwa, trzy lata wcześniej zrobić badania hormonów i blizn byłoby dziś mniej :>

    Widzisz, ja w przeciwieństwie do wielu osób uważam, że jeśli jesteśmy z jakichś kwestii naszego wyglądu niezadowoleni/niezadowolone, to trzeba to naprawić - i wiesz, nie mówię tu o takich nierealnych marzeniach, jak rysy jakiejś znanej osoby (ale jeśli ktoś bardzo tego pragnie i ma pieniądze - to czemu, u licha, nie? chirurgię plastyczną mamy już dobrze rozwiniętą ;)), ale właśnie biust, cera, zęby, tusza.
    Po co się męczyć, po co się zadręczać - nie da się pewnych rzeczy zaakceptować.

    O temat wagi nie będę zaczepiać - nie chce mi się :> wiesz pewnie, o czym mówię.
    Z rozmiaru 36 nie zmienia się człowiek w kogoś noszącego 46 z dnia na dzień.
    Na to się pracuje. Albo - "pracuje".

    Przy okazji pracując na mnóstwo innych chorób.

    Ale co ja tam sobie więcej o tym sądzę, to moja sprawa :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem, rozumiem. Jednak akurat znam osobę, która z powodu chorej tarczycy przytyła dość mocno w krótki czasie, inna sprawa, nie akceptuje tego stanu i chce jak najszybciej wrócić do swojej dawnej figury.

      Usuń
    2. Ale to wiesz - to są wyjątki. To są naprawdę paskudne jednostkowe przypadki wahań hormonów i zaburzeń metabolizmu. Setki otyłych ludzi, które codziennie widujesz na ulicy nie chorująmasowo na tarczycę! Nie uwierzę w to!
      Nigdy!
      W każdym razie - mam sporo tęższych znajomych, nie dyskryminuję ich w żaden sposób, aż taki burak zgierski ze mnie nie jest. Ale naprawdę - odsuwam ze stołu mleko skondensowane koleżance, która przez telefon płakała mi dwa dni wcześniej, że jest gruba i nie wie dlaczego ;)

      Usuń
    3. A to jest jasna sprawa, większość ludzi otyłych ma to na własne życzenie - lenistwo i dogadzanie podniebieniu to nie bez powodu grzechy główne :)

      Usuń
    4. Ja "wypracowałam" w sobie koszmarny schemat zajadania wszystkich problemów. Mam chora tarczycę od lat, ale zgadzam się, że osoba chora nie musi mocno przytyć, jeżeli pilnuje siebie pod tym względem każdego dnia. Tylko ci, a raczej te, z chorą tarczycą, mają też bardzo często doły psychiczne /wariactwa hormonalne/ wręcz na granicy samobójstwa. Bardzo ciężko jest normalnie funkcjonować jeżeli jeszcze, jak w każdym życiu, dochodzą problemy życiowe.W 2013 roku z rozmiaru 42 " podskoczyłam" do rozm.52. Nie jestem leniwa. Od lat się gimnastykuję codziennie od 30 min. do 1godziny, a schudnąć nie mogę. Nie mam bólów kręgosłupa, rozstępów, cellulitu, a jednak jestem gruba, wręcz kwadratowa. Nie akceptuję siebie i w zasadzie nie wiem, po co żyję. Nie oceniajcie, proszę, grubych pochopnie, bo jeżeli nie z powodu choroby, to często z powodu silnej depresji wyglądają jak wyglądają. Pozdrawiam autorkę bloga, śliczną Paulinę, ale Lilly Marlenne zbyt kategorycznie wypowiada się w kwestii wcale nie tak prostej i oczywistej, jak widzi to osoba postronna.

      Usuń
    5. Witaj, dziękuję za komentarz. Znam kilka osób z zaburzeniami tarczycy i wiem, jak jest ciężko.Trzymam za Ciebie kciuki w walce z chorobą, nigdy nie myśl "nie wiem po co żyję" tylko walcz!

      Usuń
  5. Dziękuję Paulino, że ten post z przemyśleniami zamieściłaś. Chciałabym napisać :amen" ;) bo zgadzam się z Tobą niemal w 100%. Ten jeden procent to nadal brak akceptacji swojego "ja" u wielu osób, co często prowadzi do radykalnych zmian w swojej cielesności, a nawet zmiany płci. Są rzeczy, których zaakceptować się nie da i wtedy warto zastanowić się jak to zmienić.
    Przez ostatnie kilka lat miałam okazję przyglądać się kobietom w trudnej walce o zdrowie lub możliwość posiadania dziecka, faszerujące się hormonami, które ze szczupłych dziewczyn stawały się kobietami o (pięknie powiedziane) rubensowskich kształtach, ich trud i poświęcenie przekładał się na dziesiątki kilogramów więcej. Albo płakałam razem z matką nad nastoletnią córką anorektyczką cudem uratowaną w szpitalu, kolejno nad młodą kobietą- sąsiadką, po kuracji odchudzającej tasiemcem, w konsekwencji stwierdzoną ciężką chorobą serca- walczącą potem o każdy dzień dla swoich maleńkich dzieci czy w końcu patrząc na dramat dojrzałej, ale pełnej życia kobiety, która w zmaganiach w chorobie ważyła raptem 47 kilo przy swoich niemal 1,80m wzrostu ( na szczęście udało się i dzisiaj wygląda na naprawdę zdrową kobietę). Za każdą z tych historii kryje się dramat ludzki, cierpienie i krzywda, dlatego nie oceniam już tak pochopnie jak kiedyś, napotkanych na ulicy ludzi, którzy wyglądają "niestandardowo". Dzisiaj przede wszystkim staram się zobaczyć wnętrze człowieka, a dopiero potem przyglądam się powierzchowności.
    Jesteś faktycznie kopią mamy, ślicznie obie ;-) I nie wiem kompletnie dlaczego chciałaś być eteryczną blondynką, skoro jesteś piękną kobietą o śródziemnomorskiej urodzie :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Asiu za te ciepłe słowa, cieszę się, że tekst CI się spodobał.

      Usuń
  6. Paulino, fajnie się Ciebie czyta i komentarze również. Dużo w tym racji, ale z perspektywy uciekającego czasu, powiem tak Jeżeli za czymś tęsknisz - zrób to. Ja swoje włosy przemalowywałam niezliczoną ilość razy. Raz byłam brunetką, raz rudą, obecnie blondynką. Zapanować nad swoim ciałem - jest to możliwe, choć czasami trudne, poprzez choroby, hormony i wiek. Obecnie jest wszechobecny kult młodości, wyznacza się trendy tylko dla osób młodych, a dojrzałe to pewnie już na katafalku powinny siedzieć i czekać, ewentualnie mogą wychowywać wnuki. Z jednej strony przesunęła się granica macierzyństwa na wiek po 30-tce, z drugiej trąbią w mediach -,, jak ona dobrze wygląda na swoją 40-tkę". Tak jakby 40 była końcem świata. Dbać o siebie, o swoje ciało o swój wygląd,trzeba od najmłodszych lat i to procentuje. O kg również, dużo osób odchudza się a po dwu-trzech tygodniach kończy dietę wraca do starych nawyków i ma efekt jo-jo. Zdziwione że tyją więcej. Zamiast zmienić swoje podejście do odżywiania i całkowicie się z Tobą zgadzam, że grube dziewczyny wszem i wobec wychwalają jakie to są szczęśliwe, jak to ciałka mają pod dostatkiem, a rozglądają się za szczupłymi, którym zazdroszczą. A jak mawiał mój trener ..." nie od razu urosło, nie od razu zrzucisz". Ja z kolei zawsze mówię - nic nie robisz, nic nie masz. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Paulinko, samoakceptacja to temat rzeka.
    U mnie paradoksalnie, im bardziej byłam świadoma swoich niedoskonałości, tym bardziej akceptowałam się w całości.
    Są rzeczy, których teoretycznie nie zmienię (teoretycznie, bo zabiegi chirurgiczne dla mnie nie wchodzą w grę), musiałam więc pogodzić się kaczymi nóżkami, długimi łapami, wielkimi stopami czy garbatym nosem. I już w ogóle mi to nie przeszkadza. Są jednak rzeczy, o których wspomina Mar- jak trądzik, który mnie ciągle prześladuję i który wiem, że mogłabym przy odpowiednim wysiłku zmniejszyć. Są mega rozstępy, które wprawdzie nie znikną, ale mogły by się zmniejszyć, gdybym poddała się jakimś zabiegom. No i przede wszystkim jest nadmiar kilogramów, który u mnie nie wziął się z powietrza- uwielbiam jeść, nie cierpię ćwiczyć. Rachunek jest prosty.
    A, mimo to, nie wiem, czy to kwestia wieku, czy może po prostu braku czasu. Nie mam opcji, by fokusować się na sobie i chyba działa to na korzyść mojej psychice.

    PS. Ty jako nordycka blondyna? Muszę to sobie zwizualizować.
    PPS Zdjęcia z dzieciństwa urocze!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak siegne pamiecia wstecz to raczje nie mialam jakichs wiekszych problemow z samoakceptacja... Jasne, mialam kompleksy jako nastolatka (krzywe nogi, garbaty nos, meski glos), ale nie spedzalo mi to raczej snu z powiek:) Byly to rzeczy na ktore nie mialaam wplywu, a jako urodzona realistka nigdy nie walcze z wiatrakami;);) Teraz jako baba w srednim wieku "poprawiam" to co moge, by wygladac i czuc sie lepiej we wlasnej, starzejacej sie skorze - zmieniam fryzury, wiecej sie makijazuje i zdrowo sie odzywiam;)
    Piekne zdjecia z dzecinstwa - jakie jestescie podobne do siebie z Mama!!!! Cudne obydwie;)
    Pozdrawiam. Anka

    OdpowiedzUsuń
  9. Totalnie się zgadzam! Tyle ideałów piękna, ile gustów i ludzi. Jedni mają za idolkę Kim, inni Anje Rubik, a jeszcze inni uwielbiają gwiazdy za "standardową" sylwetkę. Ni to okrągłą, ni wychudzoną. Ale jak powiedziałaś - najważniejsze czuć się dobrze ze sobą. W innym wypadku ciągle będziemy się zadręczać, dążyć do "ideału" i nigdy, ale to nigdy nie zaznamy spokoju.
    Ja często mam fazy na "nowy ideał". Raz chcę być seksowną blondynką w stylu Marilyn Monroe, zaraz eteryczną brunetką z urodą Królewny Śnieżki, a po dwóch miesiącach surową, skandynawską blondynką. I powiem Ci, że to uprzykrza życie. Kupa kasy wydana na fryzjerów, kupa nerwów, niezadowolenie z własnej prezencji i załamanie swoją głupotą. I zauważyłam, że zawsze, ale to zawsze napada mnie coś w trakcie PMS. Przez resztę miesiąca jestem szcześliwa w swojej skórze, nic nie chcę ze sobą robić, ale jak mnie w PMS coś dopadnie, myśl pt. "jesteś brzydka, wyglądasz jak milion innych osób, nie masz nic do zaoferowania" to już dupa. Pozamiatane, kasa wydana, humor wcale nie lepszy, czekolada idzie w ruch. I leżenie w łóżku i użalanie się nad sobą. Po dwóch dniach przechodzi jak ręką odjął, pozostają tylko wyrzuty sumienia, że znowu się temu poddałam.
    Ale... chyba nawet Angelina Jolie ma takie dni. A na pewno miała je seksbomba wszech czasów - Marilyn Monroe. W każdej biografii czytamy, że nie akceptowała siebie i że była nieszczęśliwa. Bo akceptacja siebie nie jest łatwa, gdy ze wszech stron jesteśmy bombardowani coraz to nowszymi kanonami piękna - wielkie usta, wielkie oczy, lśniące włosy, ledwo widoczna talia, idealna cera. Teraz przecież we wszystkich czasopismach modowych grzmią o "baby face", czyli naturalnym, bardzo lekkim makijażu dającym efekt twarzy niemowlęcia. Jasne! Która dorosła, pracująca kobieta jest w stanie wyglądać, jakby dopiero się urodziła?! Ja dzień w dzień walczę z przesuszeniami wywołani wpływem środowiska i worami pod oczami sięgającymi niemalże do ust!
    Niby to wiem... ale gdzieś tam zawsze się tli myśl, że a może jednak ideały istnieją, a mi nie było dane nim być? I wtedy dopada mnie dwudniowa chandra...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, takie napady to chyba normalne, ja też tak miewam czasem :) Dlatego jak mam chandrę to oglądam jakieś kompilacje zdjęć gwiazd bez makijażu albo surowe sesje przed photoshopem i robi mi się lepiej :)

      Usuń
  10. A powiedz mi jeszcze! Próbowałaś kiedyś tego blondu? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy, szkoda mi niszczyć włosów rozjaśnianiem. A nikt znajomy nie ma peruki w takim kolorze, by choć zobaczyć jakby to było :)

      Usuń
  11. Paulinko, z ta akceptacja siebie jest rzeczywiście problem, może dlatego, że wiąż chcemy więcej, nigdy nie jesteśmy zadowolone, brunetki chcą być blondynkami, te co maja proste włosy chcą mieć kręcone, a to nos nie taki, a nogi ( zawsze) mogłyby być dłuższe i tak bez końca, dołujemy się naszymi wydumanymi problemami a nie potrafimy cieszyć z tego co mamy; pamiętam jak kiedyś koleżanka powiedziała mi, gdy miałam jakiś dołek: masz dwie ręce,zdrowe, dwie nogi, jesteś zdrowa ciesz się z tego, bo to jest najważniejsze i ma rację, no i cieszę się :)
    Co do tęższych osób to też niejednokrotnie to mówiłam - grubasy mogą powiedzieć Ci, że jesteś tak chuda i wyglądasz jak szkielet ale grubasom powiedzieć, że jest gruby,za gruby to skandal! wkurza mnie to!
    Buziaczki :)

    http://lamodalena.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadam się Madziu, zawsze chcemy czegoś, czego nie mamy, natomiast koleżanka dobrze mówi, trzeba własnie cieszyć się zdrowiem i tym, co człowiek ma. A z tym podejściem też się spotkałam, niejednokrotnie wyzywano mnie od chudzielców, czasem mniej złośliwie, czasem bardziej, ale gdybym się tak odpłaciła w stylu "Ty za to jesteś grubasem" byłaby pewnie awantura...

      Usuń
  12. Dokładnie, zgadzam się z tym postem:) chociaż po ciąży nieustannie dąże do wyglądu Aniołka VS... Ze skutkiem.. Srednim powiedzmy :D ale mnie najbardziej śmieszą wlasnie te komentarze.. Za chuda to nieobraźliwe, ale jak się napisze, że za gruba to już fala hejtu.. Coś jak z honoseksualistami, oni mogą po mnie jechać, ale jak ja powiem coś na nich, to już nie jestem tolerancyjna.. Ciężki ten wiek, w którym przyszło nam żyć..

    OdpowiedzUsuń
  13. Poruszyłaś bardzo ważny temat! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. bardzo mądrze napisane!
    żeby tak każda dziewczyna miała takie podejście

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wiem co i się w Tobie nie podoba jestem facetem i widzę że jesteś przepiękną kobietą. Moim zdaniem nie powinnaś o farbowanie włosów. Bo jak widzisz farbowane włosy nie pasują do oczu. I po co to. Mężczyźni wolą blondynki. To nie prawda. Dla mnie nie ma to znaczenia równie często podobają mi brunetki jak i blondynki. Faceci lubią chudziny głupota totalna. Kobieta musi mieć swoją masę ( Ty w sam raz figurę). Każdy mam inny gust. Jeden lubi chudziny inny bardziej korpulentne kształty. Gusta są różne. Poza tym nie wiem jak inni ale ja bardziej patrzę na to co zależy od kobiety. To jaki jest kolor oczu, włosów czy wagę w dużej mierze nie zależy od Ciebie nie można ( albo ciężko jest to zmienić), natomiast ubiór makijaż to zależy tylko od Ciebie. ( I ty wiesz jak to zrobić) Ta sama dziewczyna ubrana w za duży dres będzie przysłowiowym pasztetem ( nie lubię tego określenia) , a ubrana w spódniczkę i ładną bluzkę jest niezłą laską. I przejrzałem wiele Twoich postów i widzę że umiesz ustawić ubiór i makijaż by podkreślić swoją urodę , robisz to rewelacyjnie. I jeszcze jedno to ja kilka dni temu skomentowałem post z 17 października ubr. Powiem wprost szaleje za połączeniem gołych nóżek z kurteczkami czy bluzkami z długim rękawem. A ty tam gołe nóżki i nie tylko skórzaną kurtkę ale i pod spodem koszulkę jeansową na długi rękaw. Na górze 2 warstwy a nóżki gołe. Z resztą widziałem u Ciebie bardzo wiele takich połączeń. Wyglądasz w nich prześlicznie. Podziwiam cię chodzić z gołe do połowy października mało kto by wytrzymał.
    Więc jeszcze raz Ci mówię Jesteś śliczna kobietka i umiesz to odpowiednio podkreślić. I powinnaś mieć żadnych kompleksów.
    Paweł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, miło mi bardzo :) Natomiast jeśli chodzi o tamten post to nie mam gołych nóg :)

      Usuń
    2. I tak ślicznie.

      Usuń
  16. temat wielce na czasie, bo na wiosnę to wszystkie szalejemy i kilogramy chcemy zrzucać, tudzież inne zmiany wprowadzać;) Z tą akceptacją siebie to bardzo trudna sprawa:) Cały czas nad tym pracuję...

    OdpowiedzUsuń
  17. Dobrze piszesz, każdy ma jakieś wady, każdy! I też znam tą stronę na facebooku... wiesz, wydaje mi się, że te panie, które zaliczają się już jednak do otyłych, wrzucają zdjęcia po to, by jednak ktoś je pocieszył, że nie jest tak źle. Ale również wątpie, że czują się dobrze w swoim ciele... Są puszyste, piękne kobiety. Ale nadrabiają jędrnym i zadbanym ciałem. Bo ociekający tłuszcz i celuitis nie jest sexy ani na rozmiarze 36 ani na 46. Tak mi się wydaje...
    Jednak jeśli zaakceptujemy siebie, inni odbiorą nas bardziej pozytywnie. Wieczne narzekanie nie jest fajne i może odstraszać :)
    Byleby też nie popaść w samozachwyt, bo to bywa jeszcze gorsze. A znam osoby, które uważają się za IDEALNE, najlepsze, najpiękniejsze... heh

    Mówisz, że jesteś malutka, ile masz wzrostu? :)

    www.xavilove.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przesada w żadną stronę nie jest wskazana :) Mam 160 cm wzrostu.

      Usuń
  18. Takie to wszystko proste jak się czyta lub jak się ma dobry humor :)
    Ja zawsze rano wstaję i kocham siebie i swoje ciało - wieczorem mam się za obrzydliwego wieloryba i tak codziennie :P

    OdpowiedzUsuń
  19. Jesteś śliczną kopią ślicznej mamy, silne geny, buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  20. Myślę, że pasuje tutaj cytat "Piękne kobiety wierzą w swoją inteligencję, inteligentne nie wierzą w swoją urodę". Można by dorzucić, te hmm... mniej inteligentne (a na pewno pozbawione kultury) siedzą na forach i wypisują pierdoły. Najważniejszy jest sen, ruch, świeże powietrze i w miarę przyzwoite odżywianie. I nie mówię tu o drogich dietach, ale raczej posiłkach domowych, a nie jedzeniu w biegu kebaba z budki. Jak się człowiek dobrze czuje, to i humor od razu lepszy, i na siebie łaskawiej patrzy.

    OdpowiedzUsuń
  21. W sumie to sie zgadzam z twoim tekstem, choc sama kiedys nie przykladalam uwagi do wygladu wrecz przeciwnie do 18 roku zycia bylam straszliwa chlopczyca, z krótkimi farbowanymi na rudo wlosami grajaca w mocnej kapeli i jezdzaca na deskorolce zawsze w jakis prostym tank topie z kapela ktora aktualnie sluchalam i szortach przewarznie mocno podartych:) haha, uhhh, tragedia !:) Teraz jakos tak ciezko mi to sobie wyobrazic :no ale "w koncu" kiedys musialam zaczac zwracac uwage na wyglad, i lepiej pozno niz wcale :)

    Na zdjeciach zawsze wydawalas mi sie byc wysoka, (magia zdjec) wiec zdziwilam sie ze w szkole uwazalas sie za niska osobke :) Po za tym w sumie zazdroszcze ci czarnych wlosow, chetnie bym wymienila moje blond na czarne, ale mi w ciemnych kolorach jest bardzo zle:( :Gadatliwosci jeszcze bardziej zadzrosze :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj uwierz, nie ma czego zazdrościć, czasem przez swoją gadatliwość przytłaczam ludzi :)

      Usuń
  22. Samoakceptacja i dowartościowanie to ważna rzecz,myślę że trochę przychodzi to z wiekiem, trochę jednak trzeba popracować nad tym, ja wyrosłam z kompleksów:-) a miałam ich sporo w młodszym wieku, pewnie jak większość z nas!Czasami te kompleksy potrafią stać się atutem,tylko trzeba je zaakceptować,nie musimy być idealni w każdym calu,człowiek to skomplikowana konstrukcja,nie powinno porównywać się innych, bo nikt nikim nie będzie tylko SOBĄ. Fajny temat poruszyłaś, Śliczna jesteś taka jaka jesteś!

    OdpowiedzUsuń