piątek, 15 maja 2015

Propozycje nie do odrzucenia...

...czyli o propozycjach współprac słów kilka... ale że weekend blisko, będzie na wesoło. O tych najbardziej śmiesznych, żenujących, cwanych, trochę się przez 4 lata blogowania nazbierało :) Podzielę się więc z Wami, jakie to świetne okazje umknęły sprzed nosa, bo ja zły człowiek jestem i nie mam ustawionego na mailu autorespondera "Tak, zgadzam się na wszystko". Mało tego, na takie cuda odpisuję, że nie jestem zainteresowana! Oczywiście w odpowiedzi płynie lawina oburzenia, "ale jak to taka fantastyczna propozycja, ale dlaczego"? No właśnie dlatego...
Poważne firmy czy agencje reklamowe wiedzą, jak z blogerem rozmawiać i traktują go poważnie, tudzież oferty przez nie składane są konkretne. I nie ma z problemów z ustaleniem warunków. To tak na marginesie.
Cała reszta zaś...

1. Jeleniem być...
Każde słowo pisane, zdjęcie, obraz, wytwór rąk ma swoją wartość. Nieważne, czy jest to konkretna kwota, czy wymiana barterowa - jak się to słynnym, niedocenionym za życia malarzom zdarzało - obraz za jedzenie i wino :). Autor poświęca czas, energię, talent i należy to choćby w najmniejszym stopniu docenić... Otóż, nie!
Propozycji pisania artykułów dla magazyników i portalików modowych dostaję często, bo i lubię i potrafię to robić, co zostaje na blogu zauważone. Wszystkie oferty mają jedną wspólną cechę - szukanie "jelenia", kolokwialnie mówiąc. Wprawdzie Częstochowa to już dawno nie metropolia wojewódzka, ale nadal miasto, do wsi spokojnej i borów/lasów jej daleko. A tylko tam można spotkać te szlachetne zwierzątka z imponującym porożem. Ok, jeszcze w ogrodach zoologicznych, ale takowych w Świętym mieście również brak!
Przykład z życia - w zeszłym miesiącu pisała do mnie Wielce Poważna Pani Redaktor z NikomuNieznanegoCzegośtam z Ofertą Wszechczasów - napisze Nam Paulinka artykuł! Ze zdjęciami, przykładami, pełne opracowanie tekstowe i graficzne a jak się spodoba to BĘDZIE MOGŁA pisać kolejne! Znaczy się, cud miód i orzeszki, prawie jak Carrie Bradshaw! I może na szpilki od Blahnika nawet zarobię! W głowie mej już przeskoczył kalejdoskop świetlanej przyszłości w branży dziennikarstwa modowego, w te pędy więc odpisałam, że super, ustalmy tylko warunki wynagrodzenia, bo to co Pani proponuje to praktycznie etatowa robótka - kilka godzin per artykuł trzeba poświęcić. Milionów monet nie żądam, ale choć mała sakieweczka? Taka malutka? Tycia?
Odpowiedzi nie dostałam do dziś... Kurcze, no, nie zorientowałam się, że powinien mi wystarczyć PRESTIŻ publikowania w NikomunNieznanymCzymśtam...
Może użyję tej metody, napiszę do mojej Spółdzielni Mieszkaniowej, co bym mi czynsz umorzyli na zawsze i wieki wieków - powinien im przecież wystarczyć PRESTIŻ, że mieszkam w ich bloku!

foto: HBO.com


2. Zrobię z Ciebie gwiazdę!
Pamiętacie "Dziennik Bridget Jones"? Jest tam scena, kiedy bohaterka idzie do fryzjera, który uderza do niej podobnymi słowy. Po czym tworzy jej na głowie coś a la wczesna Madonna po grubo zakrapianej imprezie...
Kolejny portal, lokalny, dla maturzystów, co istotne. Tym razem Pan, poleciał od razu hurtowo, rozsyłając propozycję do kilku blogujących dziewczyn z naszej częstochowskiej paczki. Wszystkie dostały to samo "kopiuj wklej" - artykuły o modzie pisane za darmo. Jeśli strona przetrwa to na koniec roku MOŻE jakieś pieniążki... Super oferta, dwa-trzy teksty tygodniowo przez rok, jak dla dobrego freelancera! Ogrom jego łaskawości powalił Nas wszystkie tak bardzo, że żadna nie skorzystała... Wtedy zaczęły się obietnice, ale jakie!!! Otóż Pan Naczelny GWARANTOWAŁ, że jak się za to dobrze weźmiemy, to on jest w stanie zrobić z Ciebie gwiazdę! W ciągu roku wskoczysz do czołowej 10 polskich blogerek modowych! Wiecie, sława, pieniądze, autografy, wizyty w zakładach pracy... On to wie, zrobi, potrafi!
Do tej  pory nie wiem, jakim sposobem częstochowski portal dla maturzystów miałby mieć siłę przebicia większą niż Elle, Vogue i Pudelek razem wzięte... BTW, chyba nawet nie powstał, nie było chętnych do darmowej pracy, dziwne prawda?

foto: weheartit.com


3. Ghost writer
Pisanie książek, które potem wydawane są pod nazwiskiem innego autora to wbrew pozorom dość popularna praktyka, zwłaszcza w przypadku gwiazd i ich biografii. W końcu nie każdy potrafi sklecić dobry tekst, a naród ciekawy, co w liceum paliła Pani J., czy ile kochanek miał Pan X. Wielki biznes, wielki świat.
Ale okazuje się, że i na mniejszą skalę można mieć podobny pomysł na siebie! Wspominałam już o tym na fanpage, ale przytoczę raz jeszcze, kolejna historia z gatunku - śmiać się czy płakać?
Mail od studentki jednej z częstochowskich uczelni, zakłada bloga. Super, życzę powodzenia, chętnie posłużę radą. Nie no, właściwie, to ona by chciała, żebym napisała jej cykl artykułów na ten blog. Ze zdjęciami, przykładami, ona mi poda tematy! A potem to sobie opublikuje u siebie... Oczywiście będzie podane, że to ja jestem autorem, nie myślcie, że mnie dziewczę chciało tak perfidnie wykorzystać!
Jak ciężko mnie zaskoczyć, tak się tej miłej koleżance udało... Pomijam fakt, że znów miałabym to robić pro publico bono, przecież mam dużo wolnego czasu i jeszcze więcej pieniędzy... Ale jak, gdzie, po co, skoro mam MITT i TUTAJ publikuję?
I po diabła zakładać bloga jeśli chcesz się wysługiwać innymi i wrzucać nie swoje posty? Nie potrafisz pisać? To lepiej się zajmij rękodziełem artystycznym. Albo hodowlą chomików.
Wybaczcie, dalej nie ogarniam.

foto: http://blogs.indiewire.com


4. Wschodnie obietnice
Zasadniczo, to doskonały film, ze świetnym Viggo Mortensenem i Naomi Watts - polecam!
Podobnie zresztą jak wspomniany wyżej "Autor widmo/ghost writer" Polańskiego.
Ale nie o tym...
Każda blogerka prędzej czy później dostaje od chińskich sklepów internetowych maile z propozycjami współpracy. Nieważne, czy dopiero zaczyna i ma zdjęcia robione kalkulatorem, czy obserwatorów liczonych w tysiącach i bloguje od lat. Miłe skośnookie istotki znajdą Cię wszędzie i łamaną angielszczyną wyłuszczą - wrzuć baner, najlepiej ogromny, na pół bloga, napisz o nas artykuł chwalący pod niebiosa, jakie to piękne rzeczy mamy. My Ci wyślemy (lub tylko obiecamy, że wyślemy, naiwniaczko) - tutaj opcjonalnie - prezent niespodziankę/kolczyki warte grosze, które rozpadną się już w transporcie/ bluzkę za 3$ wyglądająca jak szmata  jeszcze przed praniem - niepotrzebne skreślić. Ewentualnie jeszcze lepiej, baner i post a jak będzie dużo przekierowań z to wtedy będziesz mogła sobie coś wybrać za powalającą kwotę 10$. Szał! Chyba pisać nie trzeba, że kliknięć ZAWSZE jest za mało?
Cwaniactwo Azjatów powala, nawet nie odpisuję na takie maile. Wiem, niegrzecznie, ale szkoda mojego czasu. Dawno dawno temu, w początkach blogowania się nacięłam, paczka z płaszczykiem idzie do dziś -chyba wysłali żółwiem pocztowym :)

foto: http://us.123rf.com


5. Zapłać i zareklamuj
Nie będę wieszać dalej psów na Chińczykach, skoro Polacy są równie kreatywni w materii kombinatoryki stosowanej. Na koniec, wisienka na torcie - zareklamuj produkt, ale wcześniej sama za niego zapłać!
Parę razy popełniono taką propozycję wobec mojej skromnej osoby, za każdy razem zdziwienie spowodowane odmową było ogromne. Najlepszy jednak był mail ostatni, z zeszłego roku, ale utkwił mi w pamięci bardzo. Zaczynał się niewinnie i trochę "braniem na litość" - bo początki, bo założyłam dopiero sklep, a w ogóle to mam dzieci, ciężkie życie i rachunki do zapłacenia... No poważnie? Moje się same płacą a zarobki to wydaję na bzdurki - głupotki :)
Clou - kup coś u mnie w sklepie i zareklamuj mi to na blogu, a ja Ci dam... 20% zniżki!
Sama radość, czysty biznes, nic tylko brać! O ile można by się jeszcze pokusić o taką współpracę powiedzmy jednorazowo i w przypadku rzeczy dużej wartości, którą i tak chcemy/musimy kupić, np zegarka od Korsa czy nowego laptopa, o tyle ubrania nie są rzeczą pierwszej potrzeby. Zawsze coś się w szafie znajdzie więc takie propozycje wyrywają z butów, a dotyczą przeważnie asortymentu marnej jakości i niezbyt drogiego, więc zniżka da nam niewiele, Pani sprzeda po kosztach, a reklamka będzie? Będzie!


Przedstawiłam Wam przykłady najbardziej drastyczne, ale wszystkie z życia wzięte i prawdziwe.
Niestety, blogerzy sami "psują" firmy, zgadzając się na śmieciowe współprace, nie dziwmy się więc, że się takie propozycje pojawiają. Bo jeśli jedna osoba poszła na taki układ, to czemu nie zaproponować innym? A nawet jeśli nie ma chętnego, nowe blogi ciągle powstają, a może się jakiś świeżak zgodzi, nie zorientowany jeszcze i skuszony wizją dostania czegoś ZA DARMO? W końcu podobno blogerki dostają mnóstwo darmowych ubrań i kosmetyków. PODOBNO...

43 komentarze:

  1. Fajnie opisałaś te sytuacje, nieźle się pośmiałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się uśmiałam! Dobre to. Eh złapałoby się tego jelenia, co to wszystko zrobi i jeszcze podziękuję za taką super okazję...To takie nasze

    OdpowiedzUsuń
  3. kochana - super wpis
    ja tez tak czasami mam, że dostaje propozycje i przecieram oczy ze zdumienia...

    pozdrawiam serdecznie
    MArcelka Fashion :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie powalają jeszcze niektórzy Polscy "przedsiębiorcy", najpierw sami piszą maila z propozycją współpracy, każą wybrać ubrania , a kiedy już to zrobimy przestają się odzywać i z nakreślonej współpracy nici. Nie rozumiem po co w ogóle zaczynają temat ale trzy razy spotkałam się z czymś takim?! Świetny post!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja akurat na takich nie trafiłam, ale wierzę na słowo, ludzie są teraz niesamowici!

      Usuń
  5. WOW! nie dziwię się, że masz propozycje pisania artykułów. Uwielbiam Cie czytać. Masz to "coś" Mnie nie zalewają propozycjami, ani dobrymi ani złymi. Jakoś nie żałuję. Prowadzę blaga dla przyjemności a nie dla "czegośtam"
    Pozdrawiam cieplutko :):):)

    OdpowiedzUsuń
  6. Powalił mnie Twój tekst. Po pierwsze piszesz bardzo ciekawie, poprawnie stylistycznie, językowo i merytorycznie. Muszę przyznać, że rady jakie dajesz są bezcenne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ty i Twoje artykuly, ciekawe ktore gazety sie o to zabijaja. Popraw bledy stylistyczne i ortograficzne w swoich postach bo jak na razie mozesz pisac do szuflady z szyfrem abys sie nie kompromitowala. Glupias Ty gaska Oj glupia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj oj, tylko się nie udław :) Poza tym, gąski są fajne :)

      Usuń
    2. Oj, przepraszam - a o zawodzie korektora, to kolega nie słyszał (albo koleżanka?)?
      W każdej redakcji i w każdym wydawnictwie kilku takich nieszczęsnych ludzi pracuje - coś robić muszą, jakoś na swoje sushi zarabiać ;)


      Nie wystarczy świetnie pisać po polsku - trzeba jeszcze mieć o czym pisać! Znajomość reguł gramatyki, prawideł ortograficznych i orientowanie się w stylach literackich z nikogo automatycznie pisarza/poety/felietonisty nie czyni ;)

      A Paulina być może nie ma pióra Sienkiewicza ani Kapuścińskiego, ale słowa jakimi posłużyła się w tym poście są wystarczającą dobrze dobrane do tego, żeby każdy średnio inteligentny ślimak zrozumiał jego przekaz. O to chyba chodzi w blogu, prawda?

      Jako filolog z wykształcenia podsumuję ten komentarz krótko - wyczuwam ból tylnej części ciała.
      I tyle.

      P.S. W Twojej wypowiedzi też idzie znaleźć moc błędów, literówek i zakłóceń składni ;) Także - polecam zacząć od siebie ;)

      Usuń
  8. Hahah Uwielbiam Cię czytać :D
    Przez mojego maila przewaliło się też mnóstwo różnych dziwnych propozycji współpracy, ale te opisane przez Ciebie z pod nr 2 i 3 mnie wyjątkowo rozbawiły ;)
    Ja chwilami już nawet nie odpisuję na durne propozycje tylko od razu klikam "usuń", bo szkoda czasu... ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mi nikt współpracy nie proponował jako blogerce, ale widocznie lumpeksy nie pałają taką chęcią ;) Za to miałam przypadek odwrotny kiedy jedna blogerka proponowała wspólny konkurs sklepowi (SH) w którym pracowałam. Wystosowała pisemko na fejsie, ale szczerze nieźle się uśmiałam. "Mój" sh to sklep stacjonarny, blogerka nawet nie mieszkała blisko miasta w którym się znajdował. Co więcej nie prowadzimy sprzedaży internetowej, więc żadna nagroda ufundowana przez nas nie wchodziłaby raczej w grę. Ale tak myślę, że dziewczyna bardzo zdesperowana była i hurtem propozycje po wszystkich możliwych branżach rozsyłała. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niestety działa w dwie strony... Tak jak napisałaś, blogerki same o współpracę też proszą i rzucają propozycje co najmniej dziwne...

      Usuń
  10. Skąd ja to znam.. niestety naiwna skorzystałam z możliwości "kariery" w średnio poczytnej gazetce, napisałam cały artykuł, ukazał się poszatkowany, przeinaczony i w podpisie "we współpracy,brrr, odechciało mi się.. Dlatego trzymam się zasady, że nic za darmo, nie chcę żadnych rzeczy czy super ofert, wolę pokazywać skromne rzeczy,ale kupione za własne pieniądze. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Paulina, wiesz ja gadula jestem i lubię sobie skomentować to i tamto, ale to ci opisujesz jest tak żenujące ze nie warto nawet tego komentować. Cała zasada biznesu, jaka została mi wpojona, kiedy przez krótki czad byłam team liderem sprowadza sie do słów 'jak pieprzyc to księżniczki, jak kraść to miliony'. Nie warto rozmieniac sie na drobne;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zacne! jak tylko pierwszy raz do Ciebie trafiłam, to wiedziałam, że Ty jesteś swój człowiek :D

      nie myliłam się :D

      Usuń
    2. Szkoda tylko, że jak szybko piszę, to byków nadrobię i muszę się wstydzić ;)

      Tu się nie owija w bawełnę, tylko pisze jak jest :D

      Usuń
  12. Lekkie pióro, bystre oko i intelekt to groźna broń, o której najwyraźniej Wszyscy Cwaniacy światka blogowego nie wiedzieli, zwracając się do Ciebie. Oj, mam nadzieję, że przeczytają tego posta i choć trochę mina im zrzednie (choć z drugiej strony to wątpliwe, skoro wcześniej nie wykazali się refleksem).
    Podziwiam Twój profesjonalizm, Twoje podejście i poczucie humoru. Ja - szarak blogowy - nawet nie wiedziałabym co dalej z fantem współpracy robić, jako że nigdy takowa mi się nie trafiła. Ale pomna Twoich uwag, jakby co - odróżnię pseudoofertę od poważnego podejścia :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Paula - słuchaj: to wszystko i tak jest niczym przy tym mailu od Szafy.pl ;P Tyle razy już o tym pisałam, to nudzić milionowy nie będę, ale nadal zbieram szczękę, jak sobie o tej wiadomości przypomnę ;P

    Ja też uważam, że nie ma tu czego komentować - serio.
    Właściciele biznesów odzieżowych za nic mają swoich klientów (u jednej takiej gwiazdy pracowałam, cenne to doświadczenie, oj... cenne...), za nic mają partnerów biznesowych... A potem dziwią się, że interes nie idzie...

    No cóż - nic się bez przyczyny nie dzieje ;)

    Aczkolwiek z jednym się nie zgodzę - jeśli blogerka jest początkująca, ale rokująca, to nic nie straci, jeśli jakieś artykuły będzie pisała i za free przez pewien czas dla jakiegoś portalu
    Zawsze to pewna droga, do rozpoznawalności - lepsza na pewno, niż spamowanie innych komentarzami w stylu "supcio blożek - zajrzyj do mnie!".

    Przynajmniej można to do CV wpisać ;P

    Ale od tego w redakcji jednego czy drugiego portalu są zatrudnieni ludzie, którzy ponoć się na Internetach znają, żeby wyławiać takie blogerki, a nie pisać do tych, które swoją "markę" już wyrobić zdążyły i spokojnie zasługują już na to, żeby na własnej twórczości zarabiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mar, takie propozycje składają portale, dzięki którym na pewno żadna początkująca blogerka nie zyska rozgłosu.

      Usuń
    2. dzięki żebraniu o wejścia też nie ;P
      a jednak proceder trwa i kwitnie!

      to już chyba lepiej ośmieszać się w ten sposób ;P

      choć mnie by się za darmo niczego pisać zwyczajnie nie chciało ;P

      Usuń
  14. He he Azjaci są najlepsi ;) Choć mnie się akurat z tą białą sukienką udało, wymarzyłam sobie i wysępiłam bez klików i bannerów, a co, jak oni mogą to ja też.

    OdpowiedzUsuń
  15. Paulina uwielbiam Twoje teksty! Zawsze czytam je z zapartym tchem, a i pośmiać się przy tym można :-) Powiem tak mój blog nie jest jakiś bardzo znany i ja się też o czytelników nie proszę ( może obserwacja za obserwację ? ), nie potrafię też pisać tak jak Ty, ale mam swoją godność i w takie śmieciowe współprace w życiu nie wchodzę! Takie dziwne maila o jakich piszesz to lądują koszu, bo jak widzę jak to funkcjonuję to ja dziękuję bardzo za taką współpracę...nie wiem czy to miałoby podnieść " prestiż bloga " czy jak ? Poza tym jeśli mamy swój styl to nie wiem czy chciałybyśmy pokazywać na blogu wybrane dla nas azjatyckie ciuszki nawet jeśli kompletnie się nam nie podobają ? jaka to przyjemność oglądać te same ciuchy na innych blogach ? To tyle na temat moich przemyśleń :-)
    Jeśli chodzi o ciekawe historyjki współpracy to pewna "nasza lokalna pani fotograf " zaproponowała mi kiedyś, że zrobi mi zdjęcia w zamian na opublikowanie ich na blogu z linkiem do jej strony i bloga. Pomyślałam fajna sprawa :-) no, ale potem się okazało, że strasznie ciężko uzgodnić z tą panią termin, bo a to światło nie takie, a to za zimn/ciepło itd....okazało się, że pani prawdopodobnie oczekiwała, że zapłacę jej za te zdjęcia ( i jeszcze je opublikuję chwaląc ją pod niebiosa) i tak do dziś się nie odezwała...podobnie jak płynie do Ciebie ten płaszczyk - może go Chińczycy tratwą tansportują czy co ?

    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie! Chyba się ta trwatwa rozbiła i jak w "Cast Away" mój płaszczyk leży wsród innych paczek na bezludnej wyspie. Bo płynie już dwa lata, innego wyjścia nie ma :)

      Usuń
  16. Paula, świetny post, taki życiowy ;) ..a myślałam, żę tylko mi się takie "perełki" trafiają ;) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Genialny post! Swoje wpisy piszesz tak świetnie, że nawet nie zauważyłam kiedy dotarłam do końca.
    W tych pięciu punktach ujęłaś niestety całą prawdę o "sukcesywnych współpracach" polskich blogerek, które oczywiście mają przynosic takie same zyski obydwu stronom.
    Absolutnie fantastyczny blog!
    Pozdrawiam cieplutko! :*
    carolinecupcakecc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Justyna to nie tylko kwestia nie szanowania się, ale też i brak znajomości realiów. Początkujące blogerki myślą, że może tak trzeba, że sklep doceni starania, że potem dostanie coś fajnego... A to nic tylko nabijanie w butelkę.

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak zawsze świetny tekst! :)
    Ten portal dla maturzystów... hm hm, chyba kojarzę - a przynajmniej jeżeli myślę o tym samym to też miałam 'nieziemską' propozycję ;p Chwilę się zastanowiłam nad tym, ale czas to pieniądz ;p Nie ma się co oszukiwać.

    OdpowiedzUsuń
  20. Doskonałe podsumowanie :) A filmy zdecydowanie warto obejrzeć. Bez chińskich napisów oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetnie to opisałaś, tak naprawdę jestem w stanie uwierzyć, że wszystko z powyśzych zgadza się sama dostałam kilka takich "rodzynek" ale od niedawna jstem także z innej strony - oferuję reklamę i wiem jak bardzo blogerki potrafią być nie fair i nie spełniają warunków oraz jak bardzo "pchają" się do współpracy o byle co;(

    OdpowiedzUsuń
  22. Samo życie i ty widzę dużo o tym wiesz. Świetny tekst i masz rację, "gąski są fajne" :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Podobno. Sama raz się przejechałam na Chińczykach (na początku przygody z blogowaniem) i już się nauczyłam jaki ten świat zły i podły. No dobra, może przesada, ale oferty dla blogerów często są tak żenujące... Inna sprawa, że to co napisałaś o "artykułach" bardzo przypomina to, co dzieje się w świecie literatury. Najważniejsze jednak jest podsumowanie notki, z którym się zgadzam: zawsze trafi się jeleń, który się zgodzi, a jak się trafił jeden, to czemu nie szukać kolejnych. Smutne, ale prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
  24. Propozycji reklamy rzeczy za którą zapłacę dostaję co najmniej 2 tygodniowo. To się nie kończy! Ludzie nie uczą się na błędach w ogóle! Ja mam się cieszyć, że będę mogła w tym chodzić!
    Albo reklamowanie za wypożyczenie też jest na porządku dziennym. Pani X stworzyła niesamowicie oryginalną (tak, dresówka z jakimś bullshitem naszytym na dekolcie jest bardzo oryginalna) kolekcję i chcielibyśmy zaproponować wypożyczenie takiego cuda do zdjęć w zamian za opisanie kolekcji i biografii Pani X, a potem jeszcze przywłaszczymy sobie wszystkie zdjęcia, które stworzyłaś. Rewelacyjna propozycja...
    Zarobić pieniądze na blogu to naprawdę trzeba się natyrać. Z dziesiątek maili z propozycjami, które dostaję, to może 5 % z nich góry zakłada, że mi coś zapłaci. Reszta od razu pisze "barter". A jak tłumaczę, że moja praca kosztuje, że utrzymanie bloga kosztuje, że fotograf też by może chciał coś z tego mieć, to wielkie zdziwienie...
    Szkoda gadać.

    OdpowiedzUsuń
  25. Twój wpis troszkę prostuje te mity, o których się pisze w sieci, że niby każdy bloger zarabia niewiadomo jakie kokosy :-)

    OdpowiedzUsuń