Nigdy nie lubiłam tzw. barw ziemi.
Te wszystkie brązy, pomarańcze, zgniłe zieleni to absolutnie nie moja bajka. Podobały mi się na kimś, na mnie - nie ma mowy!
W końcu jako typowa zima, powinnam nosić te moje ukochane czerwienie kontrastujące z ciemnymi włosami, błękity podbijające kolor oczu i tak dalej, i tak dalej...
Ale... od roku jestem blondynką i eksperymenty kolorystyczne zaczęły mnie kusić nie tylko na głowie.
Wprawdzie do założenia rzeczonego brązu ani pomarańczu żadna siła mnie nie zmusi, ale oswoiłam się z beżem i zaczęło za mną chodzić khaki...
Owo chodzenie zakończyło się zakupem sukienki widocznej na zdjęciach. Bardzo kobiecej w fasonie, trochę retro, dawno mi żaden ciuch tak nie wpadł w oko.
I tak sobie razem chodzimy, ona i ja w niej, jesiennie i ciut nostalgicznie...