...czyli o propozycjach współprac słów kilka... ale że weekend blisko, będzie na wesoło. O tych najbardziej śmiesznych, żenujących, cwanych, trochę się przez 4 lata blogowania nazbierało :) Podzielę się więc z Wami, jakie to świetne okazje umknęły sprzed nosa, bo ja zły człowiek jestem i nie mam ustawionego na mailu autorespondera "Tak, zgadzam się na wszystko". Mało tego, na takie cuda odpisuję, że nie jestem zainteresowana! Oczywiście w odpowiedzi płynie lawina oburzenia, "ale jak to taka fantastyczna propozycja, ale dlaczego"? No właśnie dlatego...
Poważne firmy czy agencje reklamowe wiedzą, jak z blogerem rozmawiać i traktują go poważnie, tudzież oferty przez nie składane są konkretne. I nie ma z problemów z ustaleniem warunków. To tak na marginesie.
Cała reszta zaś...
1. Jeleniem być...
Każde słowo pisane, zdjęcie, obraz, wytwór rąk ma swoją wartość. Nieważne, czy jest to konkretna kwota, czy wymiana barterowa - jak się to słynnym, niedocenionym za życia malarzom zdarzało - obraz za jedzenie i wino :). Autor poświęca czas, energię, talent i należy to choćby w najmniejszym stopniu docenić... Otóż, nie!
Propozycji pisania artykułów dla magazyników i portalików modowych dostaję często, bo i lubię i potrafię to robić, co zostaje na blogu zauważone. Wszystkie oferty mają jedną wspólną cechę - szukanie "jelenia", kolokwialnie mówiąc. Wprawdzie Częstochowa to już dawno nie metropolia wojewódzka, ale nadal miasto, do wsi spokojnej i borów/lasów jej daleko. A tylko tam można spotkać te szlachetne zwierzątka z imponującym porożem. Ok, jeszcze w ogrodach zoologicznych, ale takowych w Świętym mieście również brak!
Przykład z życia - w zeszłym miesiącu pisała do mnie Wielce Poważna Pani Redaktor z NikomuNieznanegoCzegośtam z Ofertą Wszechczasów - napisze Nam Paulinka artykuł! Ze zdjęciami, przykładami, pełne opracowanie tekstowe i graficzne a jak się spodoba to BĘDZIE MOGŁA pisać kolejne! Znaczy się, cud miód i orzeszki, prawie jak Carrie Bradshaw! I może na szpilki od Blahnika nawet zarobię! W głowie mej już przeskoczył kalejdoskop świetlanej przyszłości w branży dziennikarstwa modowego, w te pędy więc odpisałam, że super, ustalmy tylko warunki wynagrodzenia, bo to co Pani proponuje to praktycznie etatowa robótka - kilka godzin per artykuł trzeba poświęcić. Milionów monet nie żądam, ale choć mała sakieweczka? Taka malutka? Tycia?
Odpowiedzi nie dostałam do dziś... Kurcze, no, nie zorientowałam się, że powinien mi wystarczyć PRESTIŻ publikowania w NikomunNieznanymCzymśtam...
Może użyję tej metody, napiszę do mojej Spółdzielni Mieszkaniowej, co bym mi czynsz umorzyli na zawsze i wieki wieków - powinien im przecież wystarczyć PRESTIŻ, że mieszkam w ich bloku!
|
foto: HBO.com |
2. Zrobię z Ciebie gwiazdę!
Pamiętacie "Dziennik Bridget Jones"? Jest tam scena, kiedy bohaterka idzie do fryzjera, który uderza do niej podobnymi słowy. Po czym tworzy jej na głowie coś a la wczesna Madonna po grubo zakrapianej imprezie...
Kolejny portal, lokalny, dla maturzystów, co istotne. Tym razem Pan, poleciał od razu hurtowo, rozsyłając propozycję do kilku blogujących dziewczyn z naszej częstochowskiej paczki. Wszystkie dostały to samo "kopiuj wklej" - artykuły o modzie pisane za darmo. Jeśli strona przetrwa to na koniec roku MOŻE jakieś pieniążki... Super oferta, dwa-trzy teksty tygodniowo przez rok, jak dla dobrego freelancera! Ogrom jego łaskawości powalił Nas wszystkie tak bardzo, że żadna nie skorzystała... Wtedy zaczęły się obietnice, ale jakie!!! Otóż Pan Naczelny GWARANTOWAŁ, że jak się za to dobrze weźmiemy, to on jest w stanie zrobić z Ciebie gwiazdę! W ciągu roku wskoczysz do czołowej 10 polskich blogerek modowych! Wiecie, sława, pieniądze, autografy, wizyty w zakładach pracy... On to wie, zrobi, potrafi!
Do tej pory nie wiem, jakim sposobem częstochowski portal dla maturzystów miałby mieć siłę przebicia większą niż Elle, Vogue i Pudelek razem wzięte... BTW, chyba nawet nie powstał, nie było chętnych do darmowej pracy, dziwne prawda?
|
foto: weheartit.com |
3. Ghost writer
Pisanie książek, które potem wydawane są pod nazwiskiem innego autora to wbrew pozorom dość popularna praktyka, zwłaszcza w przypadku gwiazd i ich biografii. W końcu nie każdy potrafi sklecić dobry tekst, a naród ciekawy, co w liceum paliła Pani J., czy ile kochanek miał Pan X. Wielki biznes, wielki świat.
Ale okazuje się, że i na mniejszą skalę można mieć podobny pomysł na siebie! Wspominałam już o tym na fanpage, ale przytoczę raz jeszcze, kolejna historia z gatunku - śmiać się czy płakać?
Mail od studentki jednej z częstochowskich uczelni, zakłada bloga. Super, życzę powodzenia, chętnie posłużę radą. Nie no, właściwie, to ona by chciała, żebym napisała jej cykl artykułów na ten blog. Ze zdjęciami, przykładami, ona mi poda tematy! A potem to sobie opublikuje u siebie... Oczywiście będzie podane, że to ja jestem autorem, nie myślcie, że mnie dziewczę chciało tak perfidnie wykorzystać!
Jak ciężko mnie zaskoczyć, tak się tej miłej koleżance udało... Pomijam fakt, że znów miałabym to robić pro publico bono, przecież mam dużo wolnego czasu i jeszcze więcej pieniędzy... Ale jak, gdzie, po co, skoro mam MITT i TUTAJ publikuję?
I po diabła zakładać bloga jeśli chcesz się wysługiwać innymi i wrzucać nie swoje posty? Nie potrafisz pisać? To lepiej się zajmij rękodziełem artystycznym. Albo hodowlą chomików.
Wybaczcie, dalej nie ogarniam.
|
foto: http://blogs.indiewire.com |
4. Wschodnie obietnice
Zasadniczo, to doskonały film, ze świetnym Viggo Mortensenem i Naomi Watts - polecam!
Podobnie zresztą jak wspomniany wyżej "Autor widmo/ghost writer" Polańskiego.
Ale nie o tym...
Każda blogerka prędzej czy później dostaje od chińskich sklepów internetowych maile z propozycjami współpracy. Nieważne, czy dopiero zaczyna i ma zdjęcia robione kalkulatorem, czy obserwatorów liczonych w tysiącach i bloguje od lat. Miłe skośnookie istotki znajdą Cię wszędzie i łamaną angielszczyną wyłuszczą - wrzuć baner, najlepiej ogromny, na pół bloga, napisz o nas artykuł chwalący pod niebiosa, jakie to piękne rzeczy mamy. My Ci wyślemy (lub tylko obiecamy, że wyślemy, naiwniaczko) - tutaj opcjonalnie - prezent niespodziankę/kolczyki warte grosze, które rozpadną się już w transporcie/ bluzkę za 3$ wyglądająca jak szmata jeszcze przed praniem - niepotrzebne skreślić. Ewentualnie jeszcze lepiej, baner i post a jak będzie dużo przekierowań z to wtedy będziesz mogła sobie coś wybrać za powalającą kwotę 10$. Szał! Chyba pisać nie trzeba, że kliknięć ZAWSZE jest za mało?
Cwaniactwo Azjatów powala, nawet nie odpisuję na takie maile. Wiem, niegrzecznie, ale szkoda mojego czasu. Dawno dawno temu, w początkach blogowania się nacięłam, paczka z płaszczykiem idzie do dziś -chyba wysłali żółwiem pocztowym :)
|
foto: http://us.123rf.com |
5. Zapłać i zareklamuj
Nie będę wieszać dalej psów na Chińczykach, skoro Polacy są równie kreatywni w materii kombinatoryki stosowanej. Na koniec, wisienka na torcie - zareklamuj produkt, ale wcześniej sama za niego zapłać!
Parę razy popełniono taką propozycję wobec mojej skromnej osoby, za każdy razem zdziwienie spowodowane odmową było ogromne. Najlepszy jednak był mail ostatni, z zeszłego roku, ale utkwił mi w pamięci bardzo. Zaczynał się niewinnie i trochę "braniem na litość" - bo początki, bo założyłam dopiero sklep, a w ogóle to mam dzieci, ciężkie życie i rachunki do zapłacenia... No poważnie? Moje się same płacą a zarobki to wydaję na bzdurki - głupotki :)
Clou - kup coś u mnie w sklepie i zareklamuj mi to na blogu, a ja Ci dam... 20% zniżki!
Sama radość, czysty biznes, nic tylko brać! O ile można by się jeszcze pokusić o taką współpracę powiedzmy jednorazowo i w przypadku rzeczy dużej wartości, którą i tak chcemy/musimy kupić, np zegarka od Korsa czy nowego laptopa, o tyle ubrania nie są rzeczą pierwszej potrzeby. Zawsze coś się w szafie znajdzie więc takie propozycje wyrywają z butów, a dotyczą przeważnie asortymentu marnej jakości i niezbyt drogiego, więc zniżka da nam niewiele, Pani sprzeda po kosztach, a reklamka będzie? Będzie!
Przedstawiłam Wam przykłady najbardziej drastyczne, ale wszystkie z życia wzięte i prawdziwe.
Niestety, blogerzy sami "psują" firmy, zgadzając się na śmieciowe współprace, nie dziwmy się więc, że się takie propozycje pojawiają. Bo jeśli jedna osoba poszła na taki układ, to czemu nie zaproponować innym? A nawet jeśli nie ma chętnego, nowe blogi ciągle powstają, a może się jakiś świeżak zgodzi, nie zorientowany jeszcze i skuszony wizją dostania czegoś ZA DARMO? W końcu podobno blogerki dostają mnóstwo darmowych ubrań i kosmetyków. PODOBNO...