środa, 28 września 2016

Przewodnik po częstochowskich second hand



UWAGA, aktualizacja tekstu poniżej na listopad 2019 roku już na blogu ----> TUTAJ


Ten post, a raczej pomysł na niego, powstał w mojej głowie dobry rok temu.
Gdy czasem pisałam o wyszperanych perełkach od projektantów, w komentarzach na blogu i na profilu fanpage na Fb pytaliście, które lumpeksy w Częstochowie odwiedzam. Postanowiłam więc polecić Wam kilka z nich.
Korzystając z urlopu i wolnego czasu, zrobiłam mały research, co, gdzie, kiedy i czy nadal warto.
Niektóre bowiem miejsca odwiedzałam dawno temu, inne przestały istnieć, jeszcze inne od dawna już nie oferują nic ciekawego.
Dzisiaj oficjalnie zamieszczam więc przewodnik, gdzie można tanio upolować naprawdę fajne ciuszki. Jak to zawsze u mnie, opinia subiektywna :)
Bez zdjęć, ale właściciele lokali nie zawsze życzą sobie fotek danych miejsc. Postaram się natomiast podać w miarę dokładny adres, a w razie pytań, służę pomocą i chętnie objaśnię, jak dotrzeć.

Podzieliłam całość na dzielnice, aby ułatwić Wam potencjalne szperanie :)

Zacznijmy od mojego obecnego miejsca zamieszkania, a więc Raków  - Błeszno.
Tutaj zaglądam do Pani Beaty, przesympatycznej babeczki, która prowadzi niewielki sklepik na ul. Okrzei (naprzeciwko Red Pub). Mała drewniana budka obok sklepiku motoryzacyjnego.
Znajdziemy tutaj ciuszki zarówno używane, jak i nowe końcówki kolekcji takich marek jak Zara, Bershka czy Stradivarius. Ceny są bardzo atrakcyjne, od 8-10 zł za bluzeczkę, po ok. 30 zł za zimowy płaszczyk. Dostawy towaru co drugi tydzień, raczej bliżej jego końca - czwartek, piątek (najbliższa jutro :).

Scandia. Duży lumpeks, zajmujący całe piętro nad Rossman'em na częstochowskich Jagiellończykach (ul. 11 Listopada 1/3). Istnieje od dobrych kilku lat, kiedyś byłam stałą klientką. Potem przez długi czas nie mogłam trafić na nic ciekawego i zraziłam się. Cenię swój czas, a prawie 2 godziny na bezcelowe przerzucanie nieciekawych ubrań na wieszakach potrafi skutecznie odstraszyć.
Od kilku miesięcy znów zaglądam - jedwabna koszula Versace za 12 zł, którą kupiła tuż przed jesiennym Poland Fashion Week jest wystarczającym wabikiem :). Od tamtego czasu w mojej garderobie pojawiła się czerwona, kraciasta koszula i spódniczka z wyższym stanem (nowa, z metką - obie w TYM poście ) od French Connection. A najnowszy łup to skórzana torba, tłoczona we wzór krokodyla, klasyczna, do ręki, cudowna! Ciuszki i dodatki na tyle fajne, by znów mnie zachęcić do zakupów.
Ceny zróżnicowane, ale całkiem przyzwoite. Bluzeczki ok. 10-15 zł, sukienki ok. 20-30 zł, płaszczyki 40-50 zł. Za torebkę (naturalna skóra) zapłaciłam 28 zł.
Dostawa towaru w czwartki co tydzień.

Aleja Pokoju 1. Zaraz na początku obok przystanku tramwajowego, za lotto, przed optykiem. Mały sklepik, ciuchy na wieszakach, miła obsługa. To właśnie tutaj wczesną wiosną upolowałam wełniany bezrękawnik od Dries Van Noten za 9 zł (TUTAJ). Ten punkt istnieje od wielu lat, zaś ceny są bardzo przystępne, od kilku do kilkunasty złotych. Nowy towar pojawia się cyklicznie, co wtorek.

Śródmieście.
Moje ulubiona miejscówka,  to ta na ul. Korczaka (blok pod tzw. arkadami, zaraz za skrzyżowaniem z ul. Sobieskiego). Sklep istnieje od wielu lat, kiedy jeszcze pracowałam w okolicy byłam stałym gościem. Teraz pojawiam się okazjonalnie, natomiast trafiają się tam takie perełki, na które czasem aż mi dech zapiera :)
No bo powiedzcie sami, łup świeży, z dziś - 100% wełniana, piękna sukienka - bezrękawnik Dior (to ta meteczka z fotki) za 10, 60 zł!
Część ciuszków jest wyceniona, od 10 zł za lato do ok. 30-40 zł za odzież jesienno - zimową, część jest w boksach, na wagę (szperać, bo Diora można trafić! :)
Dostawa co środę.

Na ul. Wolności natomiast (trzeba przejechać przez tory tramwajowe za PKS i wjechać w "podwórko" na wysokości witryny z akcesoriami łazienkowymi) jest chyba najtańszy lumpeks w mieście! Ciuchy są w większości wycenione, natomiast jeśli za bluzeczkę mam dać ok. 8 zł, jestem absolutnie za! Trafiają się markowe perełki, głównie amerykańskich marek typu Michael Kors, Ralph Lauren czy Tommy Hilfiger.
Dostawa co czwartek.

Dawny włókiennicze hale fabryczne przy ul. 1 maja, zamienione na powierzchnię handlową. Należy skręcić z ronda Mickiewicza i po ok. 50 m zjechać w lewo obok salonu meblowego, a potem skręcić od razu w prawo. Moloch to duży, część z wyceny, część na wagę. I tutaj należy mieć dużo czasu, godzina minimum. Jednak za niewielkie pieniądze (10-20-30 zł) trafimy na fajne ciuszki. Dużo ubrań pochodzi z BARDZO starych kolekcji, trafiają się jednak perełki np. jedwabny bomber Marc Cain, który upolowałam niedawno.
Kolekcja jest uzupełniana codziennie, co kwartał natomiast odbywa się wymiana całości i duży tzw. kiermasz. Jesienny odbył się na początku września.
Minus - nie wiem, czym to dezynfekują, ale po chwili szperania dostaję uczulenia na dłoniach, zawsze. Na szczęście po praniu danej rzeczy nie ma problemu.

Lisiniec.
Ulica Wręczycka 92 dokładnie. Bardzo sympatyczna pani Iza (pozdrawiam :), która bardziej prowadzi butik niż lumpeks. Ładne wnętrze, pachnące ciuszki na wieszakach, aż miło szperać! Ceny również konkurencyjne, od ok. 12- 15 zł. Większa dostawa we wtorki, ale kolekcja jest właściwie uzupełniana na bieżąco.


Kochani, w razie pytań, piszcie w komentarzach, chętnie odpowiem i mam nadzieję, że nasyciłam Waszą ciekawość i upolujecie jakieś super ciuszki!


niedziela, 25 września 2016

End of the summer



Wróciłam.
Tydzień w Grecji na przepięknym Zakynthos sprawił, że czuję się jak nowo narodzona.
Błogie lenistwo z książką w ręku, zwiedzanie wyspy, podglądanie żółwi, opalanie i kąpiele w ciepłym, turkusowym morzu - tego wszystkiego było mi trzeba! I nawet piegi, które od razu się pojawiły mają swój wielki urok, zresztą ja bardzo lubię moje piegi :)
Urlop jest zdecydowanie najlepszym upiększaczem i poprawiaczem urody!
Nie przeraża mnie nawet jesień, która w Polsce już się zaczęła. Pierwszy raz pojechałam na wakacje tak późno, zawsze był to lipiec lub sierpień więc mam wrażenie, że nadal trwa lato. Ten październik za kilka dni jest dla mnie trochę nierealny :)
Ja żyję urlopem, a korzystając z wolnego jeszcze do końca września, przygotowuję dla Was post, o którym myślałam od początku roku, jednak wymaga on czasu i pewnej mobilności :) Pojawi się za kilka dni, bądźcie czujni!
A dziś mojego lata oficjalne pożegnanie, aczkolwiek mam wielką nadzieję, że błękitną koszulę z haftami będę miała okazję założyć jeszcze w tym roku :)
Przywitaniem jesieni są skórzane spodnie, moje ulubione i nadal bardzo modne  - kilka dni temu na nowojorskim Fashion Week w kolekcji Tommy Hilfiger pojawiły się takie proste rurki ze skóry. 


 



Zdjęcia by Ewa


Koszula/shirt - Zaful
Bralet/lace bra - Zaful
Naszyjnik/choker - Zaful
Spodnie/trousers - H&M
Sandały/sandals - Zara

niedziela, 18 września 2016

Gamiss red dress




Czerwony to jeden z moich ulubionych kolorów.
Jednocześnie boho to styl, który coraz bardziej mnie do siebie przekonuje, zwłaszcza, gdy chcę nieco odpocząć od elegancji. Jest nonszalancki, nieco niedbały i bardzo kobiecy.
To połączenie prowadzi do sukienki z dzisiejszego posta, ja określiłabym ją jeszcze jako odrobinę retro.
Jak ze starego filmu, nieprawdaż?






Zdjęcia by Mama


Kapelusz/hat - H&M
Sukienka/dress - TUTAJ
Klapki/shoes - F&F
Pasek/belt - Marella
Torebka/bag - MacKenzie (sh)

środa, 14 września 2016

Książkowy przegląd sierpnia

Wrzesień już w połowie, a ja nadal nie opublikowałam książkowego podsumowania ubiegłego miesiąca.
A jest się czym pochwalić  - przeczytałam aż 7 pozycji!
To będzie najprawdopodobniej najdłuższy z dotychczasowych postów na moim blogu :)

zdjęcia: empik.com


Przede wszystkim zamknęłam serię Jo Nesbo z Harrym Hole. Jest mi z tego powodu trochę smutno, bo przywykłam bardzo do mojego ulubione norweskiego komisarza z problemami, a teraz pozostaje mi tylko czekać na kolejną część. I mieć nadzieję, że autor w ogóle zdecyduje się ją napisać...
"Pierwszy śnieg",  "Pancerne serce" ,"Upiory" i  "Policja" to cztery ostatnie części przygód HH.
W każdej z nich pojawia się nowy "czarny charakter", a w intrygi zostają wplątane najbliższe Harremu osoby - ukochana Rachel i jej syn Oleg. Historie rozciągają się na okres kilku lat, ale też podobnie jak w pozostałych częściach są wątki łączące się ze sobą, dlatego warto czytać chronologicznie, po kolei. Pojawiają się niespodziewane zwroty akcji, nowe kobiety w życiu komisarza, ginie również jeden z jego bliskich współpracowników i przyjaciół.
Kto czyta, ten doceni kunszt literacki Nesbo. Trzeba być naprawdę dobrym pisarzem, by przez kolejne 10 części ciągle trzymać wysoki poziom, samemu podnosząc sobie poprzeczkę w wymyślaniu intryg i nieprzewidzianych przez czytelnika scenariuszy.


zdjęcie: empik.com


"Znalezione nie kradzione" Stephen'a King'a.
Druga część przygód detektywa Billa Hodgesa, znanego fanom pisarza z wcześniejszej powieści pt. "Pan Mercedes". Według mnie bardzo udana kontynuacja, King udowadnia po raz kolejny, że jest nie tylko mistrzem horroru, ale i kryminały pisze równie dobre.
John Rothstein to amerykański pisarz, który zasłynął jako twórca kultowej postaci Jimmy'ego Golda. Jednak od kilkunastu lat nie wydał żadnej powieści, żyje na odludziu i nie udziela się towarzysko.
Pewnej nocy autora napada grupa młodych ludzi, z których jeden, Morris Bellamy, okazuje się fanem pisarza, nie mogącym pogodzić się z zakończeniem serii o Goldzie. Mordują oni Rothsteina, rabują sejf i ku swemu zaskoczeniu (i radości Morrisa), znadują również kilkaset notesów, będących nieopublikowaną dotąd kontuacją przygód Jimmy'ego.
Uciekając z miejsca zbrodni Bellamy zabija swoich kompanów i ukrywa skradzione pieniądze oraz zapiski w kufrze przy leśnej ścieżce. Po czym świętując triumf, zostaje oskarżony o gwałt i trafia do więzienia...
Mija kilkadziesiąt lat. Rodzina Saubergów przeprowadza się do dawnego domu Bellamy'ego. Nastoletni Pete podczas spaceru w pobliskim lesie odkrywa coś, co okazuje się zakopanym kufrem. A w środku znajdują się tysiące dolarów, oraz notesy... W sytuacji, gdy ojciec został poszkodowany podczas ataku Pana Mercedesa i rodzina ledwo wiąże koniec z końcem, chłopak nie zastanawia się długo i zatrzymuje znalezisko dla siebie. Od tej pory, co miesiąc, jako anonimowy darczyńca przysyła pieniądze rodzicom.
Tymczasem na wolność wychodzi również Morris, od lat ogarnięty obsesją poznania dalszych losów ukochanego bohatera literackiego, opisanych w notesach Rothsteina... Chce odzyskać swą własność za wszelką cenę!
Polecam tą książkę, nawet jeśli nie czytaliście "Pana Mercedesa", możecie po nią sięgnąć!


zdjęcie: empik.com


Jak na Jo Nesbo i objętość jego książek, ta wydaje się jedynie bardziej rozbudowanym opowiadaniem i tak chyba jest w rzeczywistości. Mowa o pozycji pt. "Krew na śniegu".
Szczerze jestem rozczarowana, bowiem historia sama w sobie dość banalna i znana z wielu hollywoodzkich produkcji - seryjny zabójca Olaf na zlecenie swego szefa ma zlikwidować jego żonę. Zakochuje się jednak w kobiecie i staje przeciwko własnemu pracodawcy, postanawia zabić go i uciec z wybranką. Nie jest to jednak takie proste...
Oczywiście Nesbo nie byłby sobą, gdyby trochę nie "namieszał", książka jest napisana również ciekawie, ale nie jest to poziom sagi o Harrym Hole.


zdjęcie: empik.com


Ostatnią pozycją, o której chcę Wam napisać i którą "popełniłam" na sam koniec sierpnia jest "Gniew" Zygmunta Miłoszewskiego. Nad talentem autora rozwodzić się chyba nie muszę, chwaliłam go przy okazji poprzednich miesięcznych przeglądów, gdy polecałam Wam "Bezecennego" oraz dwie pierwsze książki trylogii o prokuratorze Szackim - "Uwikłanie" i "Ziarno prawdy".
Dość długo zajęło mi zdobycie ostatniej, "Gniewu" właśnie, tym bardziej oczekiwania miałam duże. Zawiodłam się strasznie!
O ile pozostałe części czyta się doskonale, a akcja wciąga od samego początku, o tyle z "Gniewem" męczyłam się strasznie. Zainteresowała mnie ta pozycja dopiero przy samym końcu, a sami wiecie jak ciężko czyta się coś dla zasady - "zaczęłam, muszę skończyć".
Tym razem Szacki ląduje na Warmii, w prokuraturze w Olsztynie. Prowadzi tam mniej lub bardziej rutynowe sprawy, jest znudzony pracą i życiem. Gdy więc w starym bunkrze przy remontowanym szpitalu zostaje znaleziony szkielet, sprawa od razu zostaje zaklasyfikowana jako niemieckie zwłoki z czasów II wojny światowej. Do czasu, gdy okazuje się, że owe kości mają mniej niż kilkanaście lat, na dodatek należą do kilku różnych osób...
Plusem jest na pewno zawiłość intrygi i osadzenie w naszych polskich realiach, gdzie przemoc domowa dalej jest tematem tabu. Natomiast chwilami cała historia wydała mi się po prostu absurdalna, nie pomagają w tym takie postacie, jak np. doktor Frankenstein czy Jan Paweł Bierut. Same w sobie opisane dobrze, natomiast drażniło mnie od początku to zapożyczenie słynnych nazwisk/imion. Jakieś to wszystko naciągane, z deka przerysowane. Jakby autor nie miał do końca pomysłu na "Gniew" i szukał inspiracji między innymi w polskiej historii i ...amerykańskich serialach kryminalnych.
Jest to moja subiektywna opinia, Wam książka może się bardzo spodobać, zresztą na "lubimyczytać" ma właściwie same doskonałe recenzje. Ja nie potrafię się przekonać i jestem bardzo rozczarowana, bo polubiłam Teodora Szackiego i śledziłam jego dotychczasowe losy z wielkim zainteresowaniem.

A tak a propos -Czy Wy też wyobrażacie sobie od razu postacie z książek?
Ja od początku widziałam Szackiego jako Michała Żebrowskiego, w eleganckim garniturze jak w "Na dobre i na złe" i z siwymi włosami (przez Wiedźmina!).  Wprawdzie krótkimi, ale... :) Ciacho z ciętym humorem i intelektem :)
To taka mała, prywatna dygresja.

A co w planach?
Na półce z książkami czeka "Pochłaniacz" Bondy, którego jestem niezmiernie ciekawa, poleci ze mną na urlop, a wrażeń spodziewajcie się w kolejnym miesięcznym podsumowaniu.

niedziela, 11 września 2016

Red Converse



Skłamałabym, gdybym napisała, że kocham jesień.
Nie kocham - za zimno, za ciemno, za deszczowo.
Jasne, pięknie wygląda ta wersja ze słońcem, złotymi liśćmi i dość wysoką temperaturą.
A potem przychodzi listopad...
Dlatego też obecna pogoda bardzo mi odpowiada, zwłaszcza, że śmigam w krótkich spodenkach a w perspektywie mam urlop na południu Europy za kilka dni.

Trampki Converse "chodziły" za mną już do zeszłego roku.
Jak bardzo kocham szpilki i ja bardzo są one kobiece, tak noszenie ich non stop jest po prostu niemożliwe.
Muszę co jakiś czas przeskoczyć w coś płaskiego i wygodnego, a że przy okazji czerwonego, tym lepiej :)



 
 



Zdjęcia by Ewa


Koszula/shirt - Reserved
Spodenki/shorts - Guess
Torebka/bag - Zara
Trampki/shoes - Converse
Zegarek/watch - Daniel Wellington

środa, 7 września 2016

Kosmetyki naturalne Vis Plantis i O'Herbal Elfa Pharm



Na co zwracam uwagę, poznając nowe kosmetyki?
Przede wszystkim na to, jak reaguje na nie moja skóra.
Czy jest sucha, czy też odpowiednio nawilżona?
Czy produkt działa łagodnie, czy też uczula?
Czy odpowiada mi zapach?
Czy opakowanie jest ergonomiczne?
Konsystencja przelewająca się przez palce, czy wygodna w aplikacji, gęsta?

Cieszę się, gdy odkrywam nowości, odpowiednie dla mnie, które mogę również polecić innym.
Niekoniecznie idealne, bo potrzeby organizmu, włosów czy skóry zmieniają się z dnia na dzień. W zależności od diety, klimatu, poziomu stresu...
Za to pełne naturalnych składników, odpowiadające mi suprocentowo w elementach takich jak właśnie ów zapach, opakowanie, konsystencja.

Poniżej moja subiektywna ocena kilku kosmetyków z linii Vis Plantis i O'Herbal z Elfa Pharm




Nawilżający balsam do ciała z ekstraktem z aloesu O'Herbal

Mój ulubieniec bez dwóch zdań! Gęsty i kremowy, na pierwszy rzut oka wydaje się tłusty, ale wchłania się błyskawicznie i nie zostawia warstewki brudzącej ubranie. Za to skóra jest nawilżona i elastyczna.
Producent podaje, iż zawiera 96% naturalnych składników, w tym wyciąg z aloesu, który od wieków jest ceniony za swe dobroczynne właściwości.
Nie ma składzie oleju mineralnego, parabenów, silikonów i sztucznych barwników.
Opakowanie z wygodną pompką, pozwalające na aplikację odpowiedniej dawki specyfiku. Jest bardzo wydajny, odrobina pozwala się rozprowadzić na dużej powierzchni ciała.

Cena: 22,49 zł regularnie
Moja ocena: 5/5




Odmładzający balsam naprawczy do rąk i paznokci Vis Plantis

Tak szczerze, to tego odmłodzenia nie zauważyłam :)
Być może dlatego, że nie ma cudownego eliksiru, który odejmuje lat, chyba, że to umiejętnie użyty skalpel chirurga plastyka :) Natury nie oszukasz.
Za to nazwa "balsam" jest według mnie użyta jak najbardziej zasłużenie (bo już na pierwszy rzut oka tudzież  pierwsze użycie widać, że to więcej niż krem).
Mięciutkie dłonie, bez suchych skórek wokół paznokci to fakt, sprawdzony na mnie, osobie i skórze wymagającej.
Balsam zawiera wyciąg z jagód acai i maliny moroszki, o której coraz głośniej, głównie za sprawą właściwości detoksykacyjnych i wzmacniających, a także stymulujących krążenie krwi. Rośnie ona na terenach arktycznej Rosji oraz Skandynawii - rejonach o najniższym stopniu zanieczyszczenia środowiska.
Plus filtrat ze śluzu ślimaka, mocznik i panthenol.
Same "dobre" rzeczy!
Również i ten produkt ma kremową, gęstą konsystencję o przyjemnym zapachu i opakowanie zarówno funkcjonalne (pompka) jak i przyjemne dla oka.

Cena: 14,99 zł regularnie
Moja ocena: 4/5




Peeling enzymatyczny Vis Plantis

Zasadniczo tego nie widać (na szczęście!), ale mam cerę tzw. naczynkową, wrażliwą, z delikatnymi "pajączkami" gdzieniegdzie.
Z tego też powodu, peeelingi mechanicznie nie bardzo się dla mnie nadają. Tylko te na bazie enzymów, bardziej chemia niż fizyka, jakkolwiek to brzmi :)
Ten delikatnie pachnący kosmetyk zawiera jako składnik wiodący wyciąg z owoców papai, a także ekstrakt ze śluzu ślimaka, bławatka (łagodzi podrażnienia), olej bawełniany i kameliowy.
Nakładamy go na 10 minut - pod koniec działania czuć na skórze delikatne mrowienie, natomiast jest to efekt przewidziany przez producenta.
Cena: 12,99 zł regularnie
Moja ocena:4,5/5




Nawilżający peeling do ciała Vis Plantis

Produkt, na który najbardziej się "napaliłam" i chyba najbardziej rozczarowałam.
"Nawilżający" jest dla mnie synonimem koktajlu dla skóry, który nasyci ją tak, że po wyjściu spod prysznica nie będę musiała używać balsamu. Tak zrobiłam za pierwszym użyciem, zaś za drugim sięgnęłam po aloesowego O'Herbala. Bo niestety, ten peeling moich oczekiwań nie spełnił.
Jestem w stanie przeżyć fakt, iż jest drobnoziarnisty, gdy ja lubię mocne "zdzieraki". Ale uczucie lekkiego ściągnięcia jest już średnio do przyjęcia.
Zaletą jest natomiast delikatny zapach i wygodna tuba jako opakowanie.

Cena: brak danych
Moja ocena: 2,5/5




Szampon i odżywka wzmacniająca włosy O'Herbal

Nigdy nie miałam kosmetyku z wyciągiem z tataraku!
Roślinkę znam, bo w dzieciństwie buszowałam po okolicznych łąkach i jeziorkach, natomiast jak działa, pojęcia bladego do tej pory nie miałam!
Zapach bardzo specyficzny, mnie natomiast nie przeszkadza.
Wielki plus za przezroczystą, ale gęstą konsystencję szamponu (odżywka biała, ale również kremowa).
Bez silikonów i sztucznych barwników.
Produkty w pojemności podróżnej (75ml) więc skończyły się, zanim zdążyłam wyrobić sobie jednoznaczną opinię.
Źle, opinię mam - są dobre.
Nie wiem jednak, czy bardzo dobre czy średnio dobre...
Nie jest to zarzutem, bo ile osób i indywidualnych typów włosów, tyle ocen.
Moje są na tyle specyficzne, że nie trafiłam do tej pory na środek cudowny, dzięki któremu mogłabym sobie odpuścić na kilka dni. Muszę myć włosy co dzień, ewentualnie co dwa dni.
Natomiast odżywka, nawet w większej ilości nie obciąża, to stwierdzam na pewno.

Cena: brak danych
Moja opinia: 3,5/5


Zdjęcia produktów i kolaże mojego autorstwa, fotki "roślinne"pochodzą z pinterest

niedziela, 4 września 2016

HAPPY



Czy potrafisz się cieszyć?
Tak mocno, naprawdę i szczerze jak dziecko?
Nie uśmiechać lekko, tylko podskakiwać i tańczyć wariacko z radości jakkolwiek niepoważnie to wygląda?
Ja na szczęście nadal potrafię!
Nie jest mi z tego powodu specjalnie wstyd, a wręcz pielęgnuję moją "dziecięcość" w tej materii.  Zwłaszcza, gdy jestem szczęśliwa z powodu tych najmniejszych rzeczy. Albo z powodu tych, które pojawiają się najmniej oczekiwanie. Bo to drobiazgi ubarwiają życie!

Od kilku dni takie radosne odczucia wzbudza we mnie wyjazd na urlop - nareszcie "zaklepany" w miejscu, które od dawna chciałam odwiedzić! I to w dodatku w przemiłym towarzystwie!
Powoli wyciągam ciuchy, które ze sobą zabiorę, planuję sesje zdjęciowe i mierzę kostiumy kąpielowe. Robię listę książkę do spakowania, miejsc do zwiedzenia, zastanawiam się, ilu fantastycznych ludzi poznam! Bo poznam na pewno!


 
 
 


Zdjęcia Mama


Bluzka/blouse - Zaful
Jeansy/jeans - H&M
Torebka/bag - Zara
Buty/shoes - Bruno Magli
Okulary/sunglasses - Ray Ban