niedziela, 31 stycznia 2016

Leopard print



Panterka to trudny print. Kojarzony z tandetą, nadmiarem różu i falbanek. Drapieżny i wyrazisty.
Jednak umiejętnie zestawiony, może być najmocniejszym elementem stroju.
Dwa dni myślałam nad tymi botkami - nie dość, że wzór, to jeszcze wykonane ze skóry z włosiem. Jak bardzo niepraktyczne, tak bardzo piękne!
Ostatecznym argumentem, który zadecydował o zakupie, był obcas. Niewysoka kaczuszka, wygodna i dodająca butom "tego czegoś". Szpilka byłaby w tym wypadku zbyt... oczywista.
Zamówiłam.
Po odebraniu z salonu kolejne dwa dni zastanawiałam się, czy ich nie oddać.
Postanowienie o inwestowaniu w klasyki tłukło mi się po głowie z siłą tajfunu, drugą myślą zaś było jakże prozaiczne "miałaś odkładać na wakacje". Oba argumenty racjonalne i niestety prawdziwe.
A potem pomyślałam, że przecież one są klasyczne! Klasyczne botki w panterkę!
Jeśli na poczekaniu jestem w stanie stworzyć co najmniej trzy zestawy z tymi butami, to znak, że wykorzystam je dość często. Idealnie komponują się z czernią i bielą, a także bordo i naturalnym jeansem.
Zostały.




Foto Ewa -Viosna


Koszula/shirt - Benetton
Sweter/sweater - H&M
Spodnie/trousers - ACNE
Płaszcz/coat - Marc O'Polo
Botki/boots - Zara
Torebka/bag - Michael Kors

środa, 27 stycznia 2016

Trend alert - militarny dwurzędowy płaszcz



Dwurzędówka to klasyka, zwłaszcza w modzie męskiej.
Jednak kobiety bardzo chętnie zaadaptowały płaszcze z takim zapięciem. Stały się one niezbędną podstawą garderoby również i w naszych szafach.
Tej wiosny nosimy je jednak w stylu marynarsko - militarnym, to znaczy z ozdobnymi złotymi guzikami. Koniecznie takimi jak w mundurach, to znaczy na "nóżce", okrągłymi, najlepiej z jakimś ładnym herbem. Jak w kolekcji Balmain, Chloe czy Michael Kors.
W wersji wysokobudżetowej, warto zainwestować w takie okrycie wierzchnie dobrej jakości i w jakimś neutralnym kolorze - beżu, czerni czy granacie. Pożądana szlachetna wełna lub choćby jej dodatek, oraz prosty fason - daje nam to gwarancję, że ciuch posłuży przez lata.
W opcji tańszej natomiast, jeśli już dysponujemy jakąś dwurzędówką, wystarczy wymienić zapięcie na wspomniane wyżej guziki. Powinnyśmy się zamknąć w koszcie ok. 10 - 20 zł, w zależności od pasmanterii .
To niesamowite, jak mały detal może zmienić wygląd całego stroju!

Do czego nosić taki płaszcz?
Jak widać na załączonych inspiracjach, do wszystkiego. Co nam tylko modowa wyobraźnia dyktuje.
Mnie najbardziej przypadły do gustu zestawienia a la lata 70 - z prostym golfem, spodniami i botkami na klockowym obcasie.
W następnym poście stylizacja w takim właśnie stylu.


 


Wszystkie zdjęcia pochodzą z portalu Pinterest, kolaże mojego autorstwa.

niedziela, 24 stycznia 2016

Pretty little liar




Dziś mam na sobie chyba najcieplejsze ubrania, jakimi dysponuję.
Ujemne temperatury nie należą do moich ulubionych, im większa ilość warstw, tym bardziej wzrasta poziom wewnętrznej irytacji.
Dlatego wytoczyłam ciężkie działa - wełna, futro, skóra.
Kurtka chroniła mnie całą zimę rok temu, jednak w tym sezonie kompletnie o niej zapomniałam. Odwieszona pomiędzy dwie narciarki w części szafy przeznaczonej na rzeczy sportowe, czekała spokojnie aż tam zajrzę. I dobrze się stało, bo jest chyba najcieplejszą jaką mam. Z powodzeniem chroniła mnie w styczniu 2015 przed bałtyckim wiatrem i zimnem więc tym bardziej częstochowskiemu daje radę.
I z pełną premedytacją nie używam określenia "parka" bo według mnie parką nie jest, rozkloszowana i bez troczka w pasie.
Spodnie ze skóry, masywne i odporne nawet na wicher, to moja podstawa zimowej odzieży. Noszę aż do znudzenia.
Podobnie gruby, wełniany golf oversize. Męski, obszerny i bardzo ciepły.
A szal to prawie mały kocyk!



 
 


Zdjęcia Ewa (Viosna)


Kurtka/jacket - Zara
Golf/turtleneck - nn
Spodnie/trousers - H&M
Szalik/scarf - Primark
Torebka/bag - MacKenzie
Rękawiczki/gloves - Mohito
Botki/boots - Dee Zee

środa, 20 stycznia 2016

Instamix czyli o wszystkim na raz...



Insta mix, czyli zima w pigułce.
Plus garść przemyśleń i faktów.
Przełom roku minął niemal niezauważalnie.




Grudzień.
Moja pierwsza Blogowigilia i bardzo udany weekend w Warszawie z Bambi.
Sama impreza jakoś nie zachwyciła, natomiast miasto po raz kolejny tak. Ma w sobie jakiś urok, przyciąga mnie. Pisałam zresztą o tym TUTAJ
Podczas tych wojaży w stolicy powstała również czarno - biała sesja, którą uwielbiam (TU).
Bardzo spontanicznie, na zasadzie - jest pomysł, jest aparat i dobre światło, strzelamy.
Z doświadczenia już wiem, że im mniej przygotowań, planowania i spinania się, tym lepsze efekty.




Za to właśnie uwielbiam blogowanie - za fantastycznych ludzi, których dzięki temu poznałam, takich jak Ewa - Viosna. Choć już kilka razy miałam chęć rzucić to wszystko i dać sobie przysłowiowy spokój, właśnie tego aspektu mi żal.
Nasze sobotnie lunche stały się już poniekąd tradycją. Robimy szybkie zdjęcia, idziemy na coś pysznego i jak zawsze nie możemy się nagadać.
Ostatnio jestem wielką fanką sałatki figowej w Boulangerie - rewelacja! Zwłaszcza z sosem miodowo - musztardowym. Kto mieszka lub jest przejazdem w centrum Częstochowy, radzę spróbować.




Figo - pan i władca wszechświata! Czy muszę pisać więcej? :)
Moje piękne karmelowe szpilki z Zary. Kilka dni biłam się z myślami, czy je kupić, bo pomimo dość dużej przeceny (z 239 zł na 129 zł) to kolejne już buty w szafie, a jednak stówka ulicą nie chodzi :) Ostatecznie skusił mnie ten zamsz i kolor, dość neutralny i pasujący do wszystkiego.
Wiecie, że Częstochowa wygrała jako najpiękniej oświetlone miasto na Śląsku? Teraz startujemy w konkursie ogólnopolskim jako reprezentant regionu. Muszę przyznać, że w tym roku rzeczywiście Aleje i Plac Biegańskiego wyglądają naprawdę urokliwie,
Z serii - paznokciomaniaczka. Pisałam Wam już kiedyś - mogę wyjść bez makijażu, bez manicure nigdy.




I trochę mnie na koniec.
Zapuszczam znów włosy. Doszłam do wniosku, że jednak wolę się w długich.
W tym roku będzie też dużo czerwieni.
I dużo książek - ostatnio zauważyłam, że mam na nie coraz mniej czasu. Dlatego, zamiast marnować go na rzeczy trywialne, czytam. Zwłaszcza, że zakochałam się w Miłoszewskim i Nesbo.

Ach, zapomniałabym - odpaliłam stare konto na Twitterze i zamierzam go używać :)
Kto chce być na bieżąco - zapraszam TUTAJ lub klikając ikonkę w social mediach na górze bloga, po prawej!

niedziela, 17 stycznia 2016

Midi dress



W tym roku mam wyjątkowo silną wolę.
Zapewne żadna to sztuka, biorąc pod uwagę, że "ten rok" liczy sobie dopiero 17 dni :)
Jednak mam tu na myśli wyprzedaże zimowe, a te trwają już od końca grudnia i teoretycznie mogłabym już roztrwonić jakąś ogromną masę pieniędzy.
Dla maniaczki mody w dobrze zaopatrzonej galerii handlowej to kwestia nawet nie dni, a godzin.
Niestety, należę do tych kobiet, które nie potrafią przejść obojętnie obok witryny z wielkim czerwonym napisem "SALE". Muszę wejść. Bo może gdzieś na wieszaku czeka sukienka mojego życia? Albo wymarzone spodnie? Albo cudowny sweter, jakiego szukam od zawsze?
Narzuciłam sobie jednak pewien rygor, wynikający z tego, że za wiele rzeczy mi się chwilowo podoba. I podejrzanie duży wpływ ma na to właśnie owo magiczne słowo "przecena". Na szczęście po zmierzeniu okazuje się, że połowa fasonów jest nie dla mnie, a przy reszcie zadaję sobie pytanie "Czy kupiłabyś, gdyby nie było na wyprzedaży?". I okazuje się, że niekoniecznie...
Dlatego, postanowiłam, że jeśli inwestować, to w klasykę.
Z tego też powodu nabyłam tylko (albo aż, zależy jak patrzeć) trzy rzeczy.
Puchową kurtkę z H&M oglądaliście w jednym z poprzednich postów.
Na zamszowe karmelowe szpilki jest jeszcze za zimno, a i śniegu nie lubią, źle na nie działa :)
Dziś prezentuję trzecią rzecz, dopasowaną sukienkę midi.
Wymyśliłam sobie taką z golfem, prościutką, czarną.
Sklepowe wieszaki szybko zweryfikował moje plany, bo nigdzie poza Mohito rzeczonej nie było. A tam znów nie odpowiadała mi sweterkowa dzianina, która już w wersji "nowe z metką" miała kolorystyczne niedoskonałości. Obawiam się, że po praniu zrobiłyby się ciemne prążki w miejscu ewentualnych zagnieceń - tego nie znoszę.
Padło w końcu na melanżową sukienkę ze Stradivariusa, która... nie ma golfu. Góra jest (w zależności od ułożenia materiału) bądź "lejąca", bądź ułożona na ramionach a la hiszpański dekolt. Ale może to i lepiej, bo mam jeden ciuch, a dwa fasony.
Płaszczyk to staroć, lecz bardzo go lubię i głęboko przemyśliwam nad przeszyciem guzików na złote, w stylu marynarsko - militarnym. Dwurzędówki z takim właśnie ozdobnym zapięcie są znów bardzo modne, a jeśli koszt zmiany to tak naprawdę kilka złotych w pasmanterii, czemu nie? Zawsze będę mogła wrócić do oryginału.
Jak tylko podmienię, nie omieszkam założyć i Wam tu pokazać.
A tymczasem, miłej niedzieli Kochani!

 
 


Zdjęcia  - Ewa


Płaszcz/coat - Marc O'Polo
Sukienka/dress - Stradivarius
Szal/scarf - nn
Botki/boots - Dee Zee
Torebka/bag - Michael Kors

czwartek, 14 stycznia 2016

Seventies




Kocham golfy.
Z bawełny, dzianiny, a nawet jakiegoś sztucznego materiału.
To ciuch z gatunku klasyków, ale bardzo modny w tym sezonie.
Postanowiłam więc przy okazji wyprzedaży zaopatrzyć się w jakieś dwa czy trzy w podstawowych kolorach - bieli, czerni i szarości. A może nawet poszaleć z czerwienią!
Wiecie co?
Nie ma szans.
Sieciówki albo totalnie zapomniały o tym fasonie odzieży górnej, albo naród tak wyedukowany, że wykupili wszystko. W H&M wiszą jakieś smętne resztki o dziwnych fasonach, w Zarze kupiłam... piękne zamszowe karmelowe szpilki :) Golfów brak.
Korzystam więc z tego, który mam w szafie, aczkolwiek jego wiek i wynikająca z tego niedoskonałość kolorystyczna predystynuje go bardziej w stronę półki "do pozbycia się". Jednak dopóki nie znajdę zastępstwa, nosić będę :)

Dzisiejszy zestaw to trochę włóczykij w kaszkiecie i dzwonach, nic jednak nie poradzę, że klimat lat 70 bardzo zapadł mi w serce. I pomimo wielkiej miłości do klasyki, nie zamierzam z niego rezygnować.Seventies





Zdjęcia Bambi Boho


Golf/turtleneck - C&A
Płaszcz/coat - Sheinside
Jeansy/jeans - H&M
Szalik/scarf - Burberry
Torebka/bag - MacKenzie
Botki/boots - Reserved

wtorek, 12 stycznia 2016

Nie możesz mieć zawsze czystych butów...




Całkiem niedawno.
Siedzimy przy kawie i dywagujemy o życiu, kremach pod oczy, przecenach i innych problemach pierwszego świata.
Ja: Podziwiam Cię, prowadzisz dom, wychowujesz dzieci, pracujesz na pełen etat i masz jeszcze czas na kobiece przyjemności. Na Twoim miejscu chyba nie miałabym już czasu spać.
Ona: Bo ty jesteś perfekcjonistką. Ja się już z tego wyleczyłam :)

No tak, jesteś. I czasem zapominasz, dlaczego sama wszystko komplikujesz...
Życie perfekcjonisty bywa piekłem.
Jedna drobna rzecz potrafi zepsuć satysfakcję z całego, choćby nie wiem jak pracowitego i udanego dnia. Kiedy wszystko musi mieć swoje miejsce (i przynajmniej we własnym mniemaniu być idealne) zaczynasz gonić własny ogon.
Zapętlasz się.
Tracisz czas.

Tytułowe czyste buty.
Temat, który irytuje mnie niepomiernie, zwłaszcza w okresie jesienno - zimowo - wiosennym. Czyli na polskie warunki, czasem i 10 miesięcy w roku.
Choćbym nie wiem jak się starała, czyściła, pastowała, zawsze się ubrudzą. W samochodzie. W pracy. Na ulicy.
Wkurza mnie to niepomiernie. Zaburza wewnętrzną harmonię. I nie potrafię wrzucić na luz, choć powinnam, bo nie mam na to wpływu. Nie da się non stop uważać na to, gdzie staniesz, albo co robisz z nogami, siedząc przy biurku. Lub, czy ktoś w sklepie na ciebie nie nadepnie. Po prostu nie da się mieć absolutnie zawsze czystych butów!

Postanowienie na ten rok jest jedno - NAUCZYĆ SIĘ ODPUSZCZAĆ.
Ciężka sztuka, zwłaszcza w dzisiejszym świecie, gdy przysłowiowy wyścig szczurów trwa całe życie. W szkole uczą Cię, że musisz być najlepszy, inaczej niczego nie osiągniesz. Na studiach, że ... musisz być najlepszy, inaczej niczego nie osiągniesz! Potem zaś wkraczasz na ring zwany "dorosłym życiem" - tutaj obowiązują już zasady, że nie ma żadnych zasad... Tylko najsilniejsi, najbardziej zdeterminowani i najsprytniejsi przetrwają. Nawet kosztem innych.
Nie mam we krwi walki za wszelką cenę, zwłaszcza dla rzeczy trywialnych.
Wysuwam kły i pazury jedynie, gdy ktoś krzywdzi bliskie mi osoby.

Dlatego... uczę się odpuszczać.
Bo buty mogą czasami być brudne, tak po prostu.

niedziela, 10 stycznia 2016

Sweet dreams



Zapachniało wiosną!
Wiem, głupio brzmi w połowie stycznia, ale właśnie tak jest.
Gdy tylko kończy się stary rok i zaczyna nowy, ja wypatruję pierwszych oznak wiosennych zmian niczym myśliwy, który wyczuł zwierzynę.
Zwłaszcza w takie dni, jak wczoraj, gdy świeciło słońce i było kilka stopni na plusie.
Jeszcze w poprzednim poście cieszyłam się, że spadł śnieg.
Przeszło mi już i wolałabym, by takie sobotnie prognozy utrzymały się już na stałe przez najbliższe dwa miesiące. A potem tylko cieplej, cieplej i cieplej :)

Dziś na zdjęciach jeszcze futerko - owieczka, ale w wersji rozpiętej. Z okularami przeciwsłonecznymi.
Śniło mi się lato i Hiszpania, w której zresztą nigdy nie byłam (jeszcze!). Błękitne morze, złocisty piasek, wielkie różowe muszle, pełnia szczęścia. Dlatego gdy po przebudzeniu zobaczyłam za oknem słońce, wiedziałam, że muszę te okulary założyć. Żeby trochę przedłużyć miłe myśli i klimat z tego snu. Choć wcale się są różowe :)




Zdjęcia by Ewa/Viosna


Futerko/fur - Primark
szalik/scarf - Primark
Bluzka/blouse - Vero Moda
Spodnie/jeans - Hoolister
Botki/boots - Dee Zee
Torebka/bag - Michael Kors

środa, 6 stycznia 2016

Na czarno




Kurtka.
Ciuch, który kojarzy mi się z... podstawówką.
To czas, gdy jesteś wystarczająco duży, by przestać nosić kolorowy kombinezon, idealny na ślizgawkę, wojnę na śnieżki i budowanie igloo. Ale taki niepoważny! Kiedy zaczynasz chodzić do szkoły i osiągasz jakże słuszny wiek lat siedmiu, koniecznie musi być kurtka! O ile dobrze pamiętam, moja pierwsza była czerwona, a jakże!
Potem, w wieku lat nastu, z kolei to okrycie wierzchnie zaczyna kojarzyć się z dzieciństwem, a ty chcesz już wskoczyć w "dorosły" płaszcz, poczuć na własnej skórze jak to jest.
W mojej szafie wisi ich wiele, za to kurtek jak na lekarstwo, jedynie dwie sportowe, stricte na narty.
Jakoś tak się złożyło, że parki już dawno się pozbyłam, ileż można ją nosić. Jednocześnie nie miałam dla niej żadnej fajnej alternatywy, bo wszystko co mierzyłam predestynowało mnie do miana podróbki ludzika Michelin. A jak wiecie, podrób nie znoszę :)
Cóż więc się stało, że dzisiaj prezentują wam całkiem nową (i całkiem zwyczajną) kurteczkę?
Otóż...
Moda kończy się dla mnie, kiedy temperatura spada poniżej -10 stopni :)
Jakkolwiek  świętokradczo to brzmi w ustach blogerki, kiedy zaczynam przymarzać do podłoża, to znak, że należy odstawić fikuśne fatałaszki i założyć na siebie coś, co zapewni ciepło. A nic tak nie grzeje, jak  "puchówka" z naturalnym pierzem wewnątrz. No i jest wygodna "do samochodu", dwa długie płaszcze zaliczyły już czyszczenie, ubrudzone przy oskrobywaniu szyb i wsiadaniu. Chwilowo precz z nimi, bo nie zarobię na pralnię.
A poza wszystkim, to kupiłam ją zupełnie spontanicznie w zeszły weekend, kiedy podjechałam do H&M rzucić okiem na wyprzedaż. Nic fajnego nie było, ale ten fatałaszek wpadł mi w oko, bo i futerko ładne, dodatki złote jak lubię, pikowania ukośnie, a nie dodające kilogramów - poziome. Były dwie ostatnie, przecenione z 299 na...75 zł. Długo się nie zastanawiałam.
Ot i cała filozofia :)

P.S. Nareszcie w Częstochowie spadł śnieg!




Foto by Ewa


Kurtka/jacket - H&M
Koszula/shirt - H&M
Jeansy/jenas - ACNE
Botki/boots - H&M
Torebka/bag - Wittchen
Czapka/cap - nn
Rękawiczki/gloves - Mohito