|
Foto: White Box Studio Paweł Bastrzyk |
Chyba nie ma osoby, która wraz z początkiem nowego roku nie podsumowywałaby starego. Niekoniecznie oficjalnie, słowem pisanym, wszem i wobec jak ja, ale chyba każdy ma jakieś przemyślenia na ten temat, dla jednych był to bowiem rok koszmarny, dla innych taki jak każdy, jeszcze inni oceniają go całkiem dobrze. Nawet pomimo tego, że świat stanął całkiem na głowie a słowa "koronowirus" i "covid-19" wywołują we wszystkich tylko tęsknotę, by to się wreszcie skończyło.
Nie należę do wyjątków, też mam szczerze dość strachu o zdrowie swoje i najbliższych, wkurzenia, że nie da się nigdzie polecieć, a najprostsze sprawy stają się naprawdę skomplikowane.
Pomimo to, oceniam ten miniony rok 2020 całkiem dobrze.
Zacznijmy od podróży, bo to chyba jedna z moim największych pasji.
Z planowanego wiosną wylotu do Egiptu wyszło jedno wielkie nic, bo krajowy i światowy lockdown skutecznie wyleczył z wyjazdów wszystkich zapaleńców podróżowania. Pozostało czekać, by lato okazało się łaskawsze. Osobiście się zacięłam, że jeśli tylko się da, to na letni urlop polecę gdzieś nad ukochane ciepłe morza i basta! Nawet sama, bo moja przyjaciółka utknęła w Irlandii Północnej.
Kto mnie zna, wie, że ja uparta jestem :) Poleciałam sama, spędziłam cudowny tydzień w hotelu Calypso Beach na Rodos (szczerze Wam ten hotel polecam, super standard!) i żałowałam, że tak krótko, zawsze urlopowałam 10-14 dni.
Mało tego, przezwyciężyłam mój strach przed lataniem!
Takie wychodzenie ze strefy komfortu to bardzo cenne i rozwijające doświadczenie, polecam!
Jeszcze w 2019 roku odkryłam nową sportową zajawkę, mianowicie sqash. Całą wiosnę sumiennie dwa razy w tygodniu grałam, szczerze polecam! Po godzinie na korcie człowiek schodzi mokry, metabolizm przyspiesza jak diabli, pracują wszystkie mięśnie. Świetnie się chudnie i kształtuje sylwetkę. Jeden jedyny minus, że trzeba mieć partnera do gry, samemu trochę ciężko :)
A jeśli już przy chudnięciu jesteśmy, to nareszcie... Jakoś dwa, trzy lata temu nałapałam kilka kilogramów za dużo z powodów różnych i przeważnie nieprzyjemnych. Nie czułam się specjalnie źle, ale fakt nie mieszczenia się w większość ubrań mocno frustrował, a jedynym plusem był biust w rozmiarze D :) Niby przy wzroście 160 cm 8 kg na plusie to nie tragedia, ale wolę się jednak w moim przez całe życie nominalnym XS niż M.
Chudnąć zaczęłam po woli właśnie na sqashu, wyeliminowałam również to, co mnie dobijało, czyli pieczywo i jedzenie późnym wieczorem. Plus doszło trochę stresu, a to zawsze wiąże mi żołądek na supeł i żyję na kawie.
Wiosną waga wróciła do normy, znów mieszczę się w ukochane jeansy sprzed lat, co dość mocno poprawia mi humor, pomimo, że na sqashu nie byłam dobre pół roku, nie ma gdzie, nie ma z kim.
Jeśli poruszamy kwestie wizualne, to napiszę to raz na zawsze - tak, to jest mój naturalny kolor oczu :) Nie pytajcie więcej :)
Co zaś się włosów tyczy... Jestem w tej materii totalnym szaleńcem! Potrafię wymyślić sobie jednego dnia, że muszę je obciąć, albo zmienić odcień i koniec, muszę! W 2019 zaczęłam eksperymenty z blondem, by jesienią po prostu iść do fryzjera, obciąć i zafarbować w domu na czekoladowy brąz, zbliżony do mego koloru naturalnego.
Większą część 2020 nosiłam ów ciemny brąz, włosy sobie rosły, ale...
Najpierw z długich obcięłam na long boba...
Potem, przy ściąganiu owej ciemnej farby z włosów zrobiłam się trochę ruda...
A obecnie, dosłownie dwa dni przed końcem roku stałam się burzą piaskową :) Koniakowy blond albo piaski Sahary, jak kto woli. I to nie koniec :) Ale reszta w 2021 roku.
Filmowo, ja, zakochana w Bieszczadach, sięgnęłam wreszcie po serial "Wataha". Przepadłam maksymalnie i na amen! To perełka wśród polskich seriali, świetne aktorstwo, super zdjęcia Tomasza Augustynka, genialna muzyka Łukasza Targosza! Pan Leszek Lichota mistrz świata, Pani Ola Popławska palce lizać, plus tego masa świetnych polskich aktorów w rolach epizodycznych.
Na fali tegoż właśnie odkryłam bieszczadzki zespół Tołhaje, który nagrywał między innymi utwory do "Watahy". Ich płyty nie związane z serialem są równie wyborne, jeśli ktoś lubi klimaty folk i ogólnie dobre brzmienie, warto się zainteresować.
Książkowo, utknęłam na długo w pewnym pisarzu, którego przedstawiać chyba nie trzeba... Dwa słowa: Harlan Coben.
Kiedyś czytywałam namiętnie, zwłaszcza serię z Myronem Bolitarem. Teraz zaczęłam gromadzić własną biblioteczkę, począwszy od pozycji, których do tej pory nie znałam. Trzeba gościowi przyznać, pisać potrafi i wciąga w swój świat!
Kto mnie zna, wie, że ja zapalony grzybiarz jestem. Z racji tego, że wychowałam się na wsi, ogólnie kocham łąki i lasy, nic mnie tak nie relaksuje jak spacer w takich okolicznościach przyrody.
Ale i od dziecka uwielbiam zbierać grzyby, zresztą to już rodzinna tradycja, chodzimy razem od lat. Mogę spędzić w lesie pół dnia, na grzybach znam się całkiem dobrze, resztę weryfikuje rodzina, a jak pewni nie jesteśmy to grzyba nie zbieramy, a te w koszach też przeglądamy jeszcze w domu przy obieraniu.
Ten rok był bardzo dobry, co widać powyżej:)
W tym roku kupiłam nowy telefon i jestem bardzo zadowolona z Samsung S10 Lite. Ma świetny aparat i dość duży wyświetlacz, więc można spokojnie obejrzeć film na Netflix czy poczytać jakieś artykuły on-line. Nie gubi zasięgu, bateria trzyma przyzwoicie, szczerze polecam!
I na koniec, coś co jest bardzo bliskie memu sercu, mianowicie zwierzęta...
Wiecie, że mam suczkę Karę, która jest mieszańcem owczarka niemieckiego i labradora, taki mix nazywa się fachowo sheprador. Mam też kocura Imbira, który jest mieszanką wszystkiego i fachowo nazywa się dachowcem :) Moje oba futrzaki są adoptowane, bo wychodzę z założenia, że nie ważna rasa, każde zwierzę kocha tak samo mocno, a problem bezdomniaków niestety ciągle istnieje. Lepiej adoptować niż kupować!
Jakiś czas temu znalazłam na Facebooku nasze lokalne stowarzyszenie, a właściwie grupę prywatnych osób, które leczą, dokarmiają bezdomne koty i szukają im domów. Ile mogę to pomagam dziewczynom kupując karmę albo dorzucając się do zbiórek na spłatę faktur od weterynarzy (w sumie, może się dorzucicie Kochani? linki do zbiórek w postach Strefy Kota, link poniżej :). Coraz bardziej też po głowie zaczęła mi chodzić myśl, by zapewnić Imbirowi kompankę lub kompana, jako, że jest kotem niewychodzącym.
Kociej biedy do adopcji jest co niemiara, ciężko podjąć decyzję, zwłaszcza jeśli ktoś ma miękkie serce jak ja i najchętniej wziąłby wszystkie! Zadecydował los, a ja mocno wierzę w takie sprawy.
Przeczytałam na facebookowej stronie wspomnianej wcześniej Strefa Kota - AdopcjeCzęstośląskie o małej kotce, którą ktoś przygarnął, jak się okazało na chwilę. Dziecko przyniosło kotka z działek, matka zaakceptowała, ale wracający zza granicy ojciec na zwierzę w domu nie wyraził zgody. W rezultacie półroczne jeszcze kocie dziecko, świeżo po sterylizacji, w grudniu, miało trafić z powrotem na puste zimą ogródki działkowe koło Galerii Jurajskiej... Jak (bardzo) mściwa nie jestem i dobre serduszko mam, tak w myślach serdecznie pożyczyłam panu długotrwałej impotencji i pojechałam po malucha.
Tak oto zakończyłam rok trzecim futerkiem w domu, panną Bajką, piękną tricolorką, wielkim przytulasem i jeszcze większym łobuzem. Ustawiła już Karę, ustawiła Imbira, który mam wrażenie, chyba się zakochał bo chodzi wokół niej i grucha jak gołąbek :) Jest wesoło!
I tak to był moi mili rok!
Oby kolejny był sto razy lepszy, czego sobie i Wam życzę!