Ostatnio będąc w Galerii Jurajskiej (nie pamiętam już jaki był to sklep) usłyszałam rozmowę matki i córki. Ta druga strofowała swoją rodzicielkę, iż dobieranie szpilek pod kolor torebki jest już od dawna niemodne, passe i w ogóle beznadzieja totalna.
To w sumie prawda. Od dobrych kilku sezonów miksujemy obuwie i dodatki jak nam tylko wyobraźnia dyktuje. Niemniej, nie ma jakiegoś oficjalnego zakazu ich dopasowania :) Zauważcie, że oficjalny dress code biurowy czy dyplomatyczny również stawia na jednolitą kolorystykę.
Pomimo, że nie jestem politykiem, w korporacji również już nie pracuję, ale należę do grona osób, które preferują swoistą symetrię ubioru jeśli chodzi o barwy. Ogólnie nie lubię chaosu, czy w przestrzeni życiowej, czy na sobie, dlatego często stawiam na klasyczne "perfect match".
Często, ale nie dziś.
Zakładając ten zestaw przewidziałam wszystko poza jednym - moje karmelowe botki są płaskie, a jeansy długie, MUSI być obcas jeśli nie chcę w ramach gratisu dla miasta czyścić nogawkami częstochowskich chodników. A nie chcę. Uwielbiam spodnie zakrywające buty, ale kończące się tak centymetr od ziemi, nie ciągnące się po niej. A te ze zdjęć uwielbiam tym bardziej, nie chciałam więc narażać ich na uszkodzenia czy zabrudzenia.
Tak oto wyjaśniła się zagadka butów średnio pasujących do reszty. Trochę mi to zgrzyta, udajemy więc wszyscy, że nie widzimy :)
Foto by R.
Bluzka/blouse - Sinsay
Narzutka/jacket - Click
Spodnie/jeans - Topshop
Torebka/bag - no name
Naszyjnik/necklace - Click
Botki/boots - Reserved