wtorek, 30 grudnia 2014

Olimpic games...



Gdyby robienie zdjęć na czas było dyscypliną olimpijską, śmiało mogłybyśmy z Bambi reprezentować nasz kraj. Mało tego, zapewne uplasowałybyśmy się w strefie medalowej! Fakt, na szybkość naszej pracy ma znaczny wpływ niska temperatura, która działa bardzo motywująco, musiałyby więc to być zimowe igrzyska... Justyna na biegówkach, Kamil z chłopakami na nartach na skoczni, my z aparatem... Mamy już taką wprawę, że jedziemy z całą imprezą tempem ekspresu (polarnego).
Zdjęcia w blokowisku mają swój urok - udało mi się zawstydzić kilka sąsiadek z bloku obok, nieśmiało podglądających zza firaneczek i zapewne zyskać nowego fana w wieku balzakowskim, który speszyć się nie dał, za to odwzajemnił uśmiech i odmachał :)

Dzisiaj ostatni z pomysłów na żółty płaszcz, przynajmniej na razie.
Ciuch chwilowo poszedł do szafy w odstawkę, bo na mrozy się nie nadaje, poza tym nie lubię monotonii, a nosiłam go od dnia zakupu prawie non stop. Znacie zapewne ten zachwyt nową rzeczą, człowiekowi wydaje się, że nie zdejmie jej z grzbietu czy nie przestanie używać już nigdy... Po czym po dwóch tygodniach czy miesiącu nie można już na ową rzecz patrzeć...







Botki/boots - Jeffrey Campbell
Spodnie/trousers - NOMMO
Bluzka/blouse - H&M
Torebka/bag - H&M
Kapelusz/hat - H&M
Płaszcz/coat - Mohito
Rękawiczki/gloves - Mohito

niedziela, 28 grudnia 2014

5 powodów, dla których Święta są do bani...

foto:ironydesign.com


Niedawno pisałam, że w tym roku wyjątkowo czuję magię Bożego Narodzenia i ogarnia mnie wręcz szał na dekoracje z tym związane. Słowo "wyjątkowo" użyte zostało w owym tekście nie bez powodu, zaś moja świąteczna dekoromania minęła kilka godzin po tym, kiedy po wielkich porządkach powiesiłam światełka i bombki.
W ostatnim poście wspomniałam Wam również, że nie lubię tego okresu w roku, co w części czytelników wzbudziło spore zainteresowanie.. Bo tak naprawdę Święta Moi Drodzy są do bani!
Dlaczego?
Oto 5 powodów.

1. Marnotrawstwo czasu. Ogromne. Trzy dni totalnego nic-nie-robienia, oglądania po raz enty "Kevina", którego polsat wałkuje z uporem maniaka - bo nic lepszego nie ma w programie, i zastanawiania się, co w tym czasie mogłabym zrobić. Nie wiem jak u Was, tak to wygląda u mnie. Jestem człowiekiem, który uwielbia, gdy coś się dzieje, ciągły ruch mnie nakręca, nie lubię tkwić w miejscu i dla mnie taki długodystansowy marazm to tragedia. Oczywiście, spędzam czas z najbliższymi, ale jest to moja rodzina przez duże "R", nie tylko wspólne uśmiechy na zdjęciach, ale dużo miłości więc mamy ze sobą bliski kontakt przez cały rok. Nie musimy spędzać ze sobą czasu trzy dni ciągiem. A wiem, że dla przerażająco dużej liczby ludzi Święta to wizyty i spotkania z rodziną, której ani nie lubią, ani nie mają na to ochoty. Siedzą więc smętnie nad karpiem w galarecie, słuchając jak ciotka Janina po raz piąty powtarza, jak jej wnusio nauczył się siusiać do nocniczka a wujek Alfred łakomym wzrokiem pożera dekolt siedzącej naprzeciwko szwagierki. Sączą promile, żeby czas szybciej leciał a alkohol nieco przytłumił ten nadmiar familijnej "miłości" i marzą, żeby być GDZIE INDZIEJ.
A choćby człowiek chciał, nie da się. Wszystko pozamykane, Święta. I nie jest to zarzut do narodu pracującego w jakichś rozrywkowych przybytkach, gdzie można by spędzić czas, absolutnie. Im również należy się odpoczynek i wolne. To argument anty po prostu!

2. Obżarstwo, jeden z siedmiu grzechów głównych, paradoksalnie, popełniany przez 99% z Nas w Święta. Tak wiem, śmieszny powód, bo przecież nikt nikomu na siłę jedzenia nie wpycha. A jednak... Przyznajcie szczerze, potraficie się opanować, kiedy na stole stoi mnóstwo smakołyków i aż ślinka leci, żeby choć spróbować? Tak? To brawo, ja nie potrafię. Każdego roku powtarzam sobie, że tym razem się nie dam. Po czym moja Mama i Ciocia przyrządzają takie pyszności, iż po prostu nie można obok nich przejść obojętnie. A ponieważ dla mnie jedzenie to jeden z przejawów celebracji życia, nigdy nie mogę się pohamować. Dlatego właśnie nie lubię Świąt - łamią moją silną dietetyczną wolę :)

3. SMS-y z życzeniami. Nie wiem, jaki odsetek znajomych się teraz na mnie obrazi, zapewne duży... Ale prawda jest taka, że strasznie nie cierpię świątecznych wiadomości, a już tym bardziej z gatunku "wyślij do wszystkich".  Nawet na takowe nie odpisuję, wiem, niegrzecznie. Ale z ludźmi, z którymi mam kontakt na co dzień lub jestem blisko składam sobie życzenia na żywo, bądź i telefonicznie, ale wiem, że są szczere. Natomiast gdy dostaję życzenia od kogoś, z kim nie mam kontaktu przez cały rok lub wręcz latami, a tylko na Boże Narodzenie czy Wielkanoc przychodzi lakoniczny SMS, bawi mnie to niepomiernie. Bo na urodziny na przykład już owych życzeń nie uświadczysz, no chyba, że Facebook przypomni :) Gorzej, jeśli ktoś nie ma mnie w znajomych...

4. Ogólnoludzkie ogłupienie. Najprostsze i chyba najtrafniejsze określenie. Naród mniej więcej od połowy grudnia dostaje totalnej głupawki, a wystawy sklepowe atakują bombeczkami i reniferkami zaraz po Wszystkich Świętych.  Nie da się wejść do Lidla czy innej biedronki po bułki bez odstania swojego w wielkiej kolejce, a jak masz pecha kupisz czekoladowego Mikołaja, który po odwinięcie sreberka okazuje się niesprzedanym wielkanocnym królikiem po opakowaniowym tunningu... Rossmanny wszelkie przeżywają prawdziwe oblężenie, o galeriach handlowych nie wspomnę. Jeszcze potrafię zrozumieć przybytki spożywcze, wiadomo, żywność ma to do siebie, że lubi się psuć i ciężko zrobić zakupy świąteczne w październiku, ale ubrania? Zapędziłam się ja niemądra 21 grudnia do H&M, takiego tłumu nawet na wyprzedażach nie widziałam. Mierzą matki, mierzą córki, mierzą żony, mierzą kochanki. Faceci też mierzą, głównie wzrokiem swoje partnerki a widok mordu w ich oczach bezcenny. Ludzie, naprawdę przez cały rok chodzimy w starych łachmanach, a gdy pierwsza gwiazdka zabłyśnie musimy mieć koniecznie na sobie nową bluzkę czy spodnie?

5. Nietrafione prezenty. Te, które ja daję, żeby była jasność - bo w drugą stronę już od lat poszłam na łatwiznę i mniej lub bardziej subtelnie komunikuję, co chciałabym dostać. Natomiast zakup świątecznych podarunków dla całej rodziny to dla mnie duży problem. Bo ja uwielbiam dawać prezenty, ale jeszcze bardziej uwielbiam, kiedy są trafione. I zawsze mam problem - CO KUPIĆ? Z moimi najbliższymi celebrujemy Gwiazdkę, urodziny i imieniny więc wraz upływającym czasem robi się coraz większy problem... Ponieważ pozostałe wymienione "pozaświąteczne" okazje każdy członek mojej rodziny obchodzi w innej porze roku, jakoś potrafię wpaść na coś kreatywnego. Boże Narodzenie rozkłada mnie na łopatki, gdy zamiast jednego, muszę tych prezentów wymyślić pięć...

I jako bonus jeszcze, ale dość denerwujące mnie i ... mojego psa. Geniusze, którzy jeszcze przed Wigilią (nie wspominając o Sylwestrze!) odpalają wszelkie petardy, fajerwerki i inne produkujące hałas obiekty. Kto ma czworonoga wie, jak one to uwielbiają... Chowa się taka bieda po kątach, ogon podkulony i wielkie przerażone oczy. Często i człowieka potrafi to wystraszyć, zwłaszcza wieczorem lub nocą, kiedy słodko usypiasz i nagle pod blokiem słychać huk.

I już wiecie wszystko! Właśnie dlatego nie lubię Świąt... Kto chce, może od teraz mówić do mnie Grinch :)

czwartek, 25 grudnia 2014

Christmas girl...




Zasadniczo, nie lubię Świąt, ale o tym w kolejnym poście...
Wam moi Kochani życzę za to mnóstwa cudownej atmosfery, szczęścia i pomyślności na wszystkich poziomach życia, rozwijania pasji i zainteresowań, miłości i szczerej przyjaźni, która przetrwa wieki!
Wesołych Świąt po prostu!

Dzisiaj spontaniczna sesja, powrót do korzeni, czyli samowyzwalacz.
Zestaw stonowany, szara bluzowa tunika, z którą polubiłyśmy się od pierwszego wejrzenia, biżuteria z kryształami plus kozaki za kolano.
Przy okazji przemycam trochę wystroju świątecznego, bo jak pisałam niedawno mocno mnie wzięło na dekoracje. Przy czym "mocno" w moim wykonaniu wygląda właśnie tak :)





Sukienka/dress - PEPERUNA
Naszyjnik/necklace - DIVA
Bransoletka/bracelet - gift
Kozaki/boots - Ann Field by Zalando

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Kind of grunge...



Do tej pory myślałam, że tylko kapelusz potrafi wzbudzić dość dużą sensację na ulicach a ja czuję się wtedy jak jakaś szalona gwiazda filmowa. Okazuje się, że moje miasto jest jednak niesamowite - żółty płaszcz to nadal taka ekstrawagancja (na miarę wspomnianego okrycia głowy), której chyba normalni ludzie nie noszą, bo dalej patrzą na mnie jak na ową ekscentryczną celebrytkę :) Owszem, przy ciemnych włosach i niebieskich oczach jest to dość duży kontrast, ale nie sądziłam, że będę wzbudzać aż takie zainteresowanie! Przy pierwszym wyjściu pomyślałam, że mi się może make-up rozmazał i to dlatego, przy drugim uśmiechałam się tylko, co pewnie potęgowało wrażenie mojego szaleństwa, teraz przywykłam. Częstochowa po prostu :)
Dalej jestem kanarkiem, tym razem jednak odsłona bardziej w stylu grunge, rozcięte jeansy i ciężkie obuwie, pamiętające lata 90. Kiedyś marka Caterpillar (CAT) była bardzo popularna, obecnie wraca, zwłaszcza w modzie męskiej i nowym, lumberseksualnym trendzie. I dobrze, bo produkty godne polecenia, moje buty mają naście lat, a po odkurzeniu i wypastowaniu wyglądają dalej świetnie. Przy okazji chwała mojej Mamie, która ich nie wyrzuciła, kiedy po fazie licealnego buntu i bojówek wskoczyłam w wysokie obcasy. Zadzwoniła za to ostatnio robiąc porządku na strychu z pytaniem, czy się ich pozbyć czy może chcę dalej nosić, bo podobne trochę do moich kopytek z H&M.
I tak oto na nowo odkryłam swój stary skarb!





Foto by Mama

Buty/boots - CAT/Caterpillar
Jeansy/jenas - River Island + DIY
Bluza/blouse - Ress Trend
Płaszcz/coat - Mohito
Szalik/scarf - H&M
Torebka/bag - MacKenzie

sobota, 20 grudnia 2014

Yellow coat



Kto śledzi mój fanpage (TUTAJ) ten wie, że udało mi się wreszcie kupić wymarzony żółty płaszcz. Ten kolor siedzi mi ostatnio w głowie non stop, właśnie teraz a nie latem, choć to wybitnie ciepły odcień. Chyba na zasadzie kontrastu, za oknem szaro i buro więc podświadomie szukam słońca i jego barw, choćby na ubraniu.
Zakup bardzo mnie ucieszył, nie ukrywam, bowiem chciałam typowo kanarkowy, a w sklepach jeśli już są, to bardziej musztarda niż ten miły ptaszek.
Ponieważ pomysłów na owo okrycie wierzchnie miałam kilka, postanowiłam zrobić cykl postów - trzy odsłony jednego ciuszka, zobaczymy, która wersja najbardziej przypadnie Wam do gustu.
Dzisiaj startujemy bardziej chyba jesiennie niż zimowo, ale jak jest za oknem każdy widzi (dla niezorientowanych - w Częstochowie w momencie robienia zdjęć sucho i bardzo na plusie :)
Nie każdy lubi białe spodnie noszone do płaszcza i botków, ale ja postanowiłam przełamać stereotyp, że nosimy je tylko latem. Zestawiłam je z szarością i żółcią, te trzy kolory idealnie pasują, a w kontraście z moimi ciemnymi włosami wyglądają doskonale.



Foto by BAMBI BOHO


Płaszcz/coat - Mohito
Golf/turtleneck - Strauss
Komin/scarf - no name
Spodnie/jeans - Zara
Botki/boots - Zara
Kopertówka/clutch - Play.Work.Create

środa, 17 grudnia 2014

Underneath your clothes...



Odkąd pamiętam, zawsze miałam słabość do pięknej bielizny.
Z haftem czy dodatkiem koronki, najlepiej czarnej lub w innym ciemnym kolorze. Dobrej jakości, pięknie odszytej i wyprofilowanej. Niekoniecznie zagranicznych marek, bowiem ceny bywają zawrotne, a poza tym polska branża bieliźniarska stoi naprawdę mocno i oferuje całą gamę produktów, od skromnej bawełny, po ekskluzywne modele, w bardzo przyzwoitych cenach.
Dzisiaj więc o bieliźnie słów kilka.

Piękną bieliznę nosimy przede wszystkim dla siebie.
Jest to część ubrania, która w 99% jest poza zasięgiem wzroku innych, a przynajmniej tak być powinno (wykluczając sytuacje we dwoje oczywiście :) Niemniej jednak, dobrze dobrana powinna nie odznaczać się pod odzieżą i nie być widoczna, choćby nie wiem jak markowa była. Jest to chyba zresztą dość naturalne, a przynajmniej dla większości kobiet. Sama miałam pewne opory przed publikacją dzisiejszych zdjęć, choć są najbardziej "grzeczne" jak tylko się da. A potem pomyślałam - zaraz, zaraz, w bikini pokazuję więcej ciała i nie ma problemu z wrzucaniem fotek z wakacji. A te piękne koronki mają pozostać w ukryciu? Zrobiłam więc wyjątek i dzisiaj widać dużo więcej niż normalnie :) Ale nie zmienia to faktu, że na co dzień w tak rozpiętej koszuli mnie nie zobaczycie :)

Kobieta w kunsztownej bieliźnie czuje się bardziej seksowna.
To chyba już tkwi w naszej podświadomości, nie wiem czy u Was też tak to działa, ale u mnie sprawdza się zawsze.

Nie ma lepszego prezentu dla kobiety, niż bielizna od własnego mężczyzny.
Możecie nie podzielać mojego zdania, ale lata doświadczeń własnych i rozmów z przyjaciółkami utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Jest to podarunek z gatunku tych podnoszących nie tylko temperaturę związku ( w końcu potem trzeba to zaprezentować na sobie wybrankowi :) ale i samoocenę kobiety - skoro On kupił mi takie cudeńko, to znaczy, że jestem sexy i chce mnie w tym oglądać.

Zestaw, który mam na sobie to model RITA, dokładniej można go obejrzeć TUTAJ.
Delikatna koronka w kolorze szarym z kropelką jasnego beżu, nowa kolekcja na jesień - zimę 2014/2015.
Mnie bardzo przypadł do gustu, oczywiście na stronie jest wiele innych modeli, bardziej klasycznych lub z nutką ekstrawagancji, każdy znajdzie coś dla siebie.
Mamy do wyboru rozmiarówkę standardową lub w wersji BIG, dla Pań z pełniejszym biustem. Ponadto do kompletu można dobrać figi lub stringi, jak również koszulkę nocną.

Panowie to ostatnia chwila przed Gwiazdką, jeśli więc chcecie uszczęśliwić swoje wybranki, kupcie im taką właśnie piękną bieliznę!





 foto by BAMBI BOHO

Bielizna  - NIPPLEX


niedziela, 14 grudnia 2014

Good news, bad news...


Znalazłam wionowajcę. Obiektyw. Uszkodzony obiektyw konkretnie.
Od pewnego czasu nie jestem zadowolona z jakości zdjęć, ale kładłam to na karb wiecznego pośpiechu na sesjach, tudzież jakichś zmian w ustawieniach aparatu. Później doszłam do wniosku, że niemożliwe jest jednak, żeby każdorazowo były problemy z wybraniem ostrych fotek, bo takowych jak na lekarstwo.
Wniosek nasunął się sam - uszkodzony obiektyw lub body. Trochę mi skóra ścierpła, bo aparat to u mnie przedmiot ciągłego użytku więc oddanie do serwisu na miesiąc średnio mi się uśmiechało. O zakupie nowego nie wspomnę.
Podczas ostatniego spotkania blogerek zaprzyjaźniony fotograf podpiął mój obiektyw pod swój sprzęt i niestety lub stety, szlag trafił właśnie szkło. Trochę mi ulżyło, ale tylko trochę :) Jest to zwykła 50 Canona, naprawiać nie ma sensu, lepiej kupić nową. Tyle, że to znowu 500 zł, a obecną używałam niecały rok. Lepsze to jednak niż uszkodzone body.
To tyle gwoli tłumaczenia co do jakości zdjęć. Jestem perfekcjonistką i mnie to przeszkadza.
A teraz zestaw. Wszystko co mam na sobie już widzieliście, poza sweterem i kopertkówką. Oba to łupy z secondhandu.
Cekinowy srebrniak kupiłam jeszcze jesienią, ale jakoś nie było okazji go założyć, choć nie mam oporów przeciwko migoczącym dżetom na co dzień.
Kopertówka upolowana w zeszłym miesiącu podczas pobytu we Wrocławiu, skórzana, za całe 5 zł. Uwielbiam takie okazje!




Foto - BAMBI BOHO


Botki/boots - Bershka
Jeansy/jeans - Bershka
Sweter/sweater - H&M (sh)
Kurtka/jacket - Top Secret
Czapka/hat - no name
Kopertówka/clutch - no name (sh)