środa, 29 stycznia 2014

Spontaniczny...


Porywacie się na zdjęcia na mrozie? Ja nie, boję się strat w ludziach i sprzęcie :)
Czasem jednak udaje się zrobić je zupełnie spontanicznie, na przykład spotykając zaprzyjaźnionego fotografa w kawiarni. Tak było w sobotę, gdy zupełnym przypadkiem w Boulangerie natknęłam się na Kubę.
Weekendowy zestaw na luzie, botki i spodnie to - obok rękawiczek z poprzednich postów - moje jedyne łupy z wyprzedaży. W tym roku jestem niesamowicie racjonalna (i dumna z własnej silnej woli :)
Na zimną aurę nie ma nic lepszego niż wszelkiego rodzaju kożuszkowate okrycia, u mnie pojawiła się stara kamizelka, którą noszę niezmiernie rzadko - nie przepadam za brązem.

Foto Kuba Zembik


Botki/boots - Bershka
Spodnie/trousers - Zara
Koszula/shirt - OASAP
Kamizelka/vest - Oodji
Pasek/belt - no name

sobota, 25 stycznia 2014

Tangle Teezer subiektywnie...


Na dworze mróz, więc czas na post niestylizacyjny, moja opinia na temat...
Tangle Teezer, czyli magiczna szczotka, którą zachwycają się i długowłose i krótkowłose, blondynki, brunetki i rude :)
Miałam ją w planach od dawna, ale ponieważ nie jest dostępna w stacjonarnych sklepach w Polsce, ciągle wypadało mi z głowy, aby zamówić.
Zmobilizowałam się w końcu, bo moje włosy sobie rosną, ja nie zwracam na to uwagi, a one wciąż dłuższe i dłuższe... Czesanie zaraz po umyciu odpuściłam sobie dawno, ale zaczął się pojawiać problem przy rozczesywaniu i na sucho. Postanowiłam działać.
Z jednej strony spodziewałam się fryzjerskiego cudu, ale i podeszłam do tematu z lekkim sceptyzmem. Wpływa na to miały entuzjastyczne recenzje i komentarze na temat produktu, na które czasami trafiałam - niektóre były jakby trochę na wyrost..

Oto więc prawdy i mity na temat Tangle Teezer, które znalazłam i zweryfikowałam:

1. Doskonale rozczesuje suche jak i mokre włosy, bez wyrywania i łamania - prawda! Włosów "po" jest na niej dużo mniej niż w przypadku zwykłej szczotki. Należy pamiętać, że utrata pewnej ich ilości jest naturalna, więc zawsze będzie kilka.

2. Wygładza i nabłyszcza - ciężko stwierdzić :) mam naturalnie gładką i błyszczącą czuprynę (dzięki o Matko Naturo!) więc jakichś zmian specjalnie nie zauważyłam.

3. Zapobiega elektryzowaniu - prawda! Zima daje się we znaki nie tylko drogowcom, ale i włosom. Moje puszą się strasznie, po zdjęciu płaszcza, komina, czapki wyglądam jak postacie z kreskówek po porażeniu prądem... Ta szczotka doprowadza moje włosy do ładu i nie fruwają samopas dookoła głowy.

4. Dzięki stosowaniu TT nie przetłuszczają się włosy - mit i legenda! Nie ma to wpływu, włosy należy po prostu regularnie myć, a nie szukać magicznych szczotek :)

5. Jej używanie wzmacnia cebulki - po dwóch tygodniach nie widzę różnicy, poza tym mam naturalnie gęste włosy, więc tutaj niech każdy weryfikuje we własnym zakresie :)

Powyższe podpunkty nie zmieniają faktu, że lubię tą szczotkę  i kupię jeszcze mniejszą, kompaktową wersję do noszenia w torebce. Warto ją mieć choćby dla tego doskonałego rozczesywania, a jeśli komuś jeszcze w czymś pomoże, pozostaje tylko się cieszyć :)

środa, 22 stycznia 2014

Fuchsia


Dziś jeden z moich ulubionych płaszczy, kupiony zanim zapanowała moda na różową kolorystykę okryć wierzchnich. Jest doskonałym przykładem, że nie warto się spieszyć z zakupami. Po niecałym miesiącu na wieszaku w salonie H&M został przeceniony z 229 zł bodajże (na pewno ponad 200 zł) na 75 zł. Za tyle go właśnie nabyłam ponad rok temu.
Idealnie komponuje się z czernią i szarością i tak go też zestawiłam. Jedyne podkreślenie jego koloru to usta w podobnej tonacji, nie wiem czemu na zdjęciach wyszły bordowe, ale uwierzcie, to ciemna fuksja.
Z szafy wyciągnęłam dużą filcowo-skórzaną kopertówkę, trochę ostatnio zapomnianą. Całość uzupełnia ulubiony naszyjnik oraz piaskowe, czarne paznokcie.

Zdjęcia GNESHKA


Botki/boots - Nine West
spódnica/skirt - H&M
Sweter/swater - River Island
Naszyjnik/necklace - Diva
Płaszcz/coat - H&M
Kopertówka/clutch - Play.Work.Create

niedziela, 19 stycznia 2014

London fog...



Wczoraj Częstochowa przypominała Londyn. Oprócz wszechobecnej burości - nadal brak śniegu - dołączyła gęsta mgła, żywcem jak z Edgara Allana Poe. Lubię taki klimat, nie przeczę... Kusi mnie sesja dość banalna, ale urocza - lato, zamglona łąka o świcie, dziewczęca sukienka i wianek na głowie... Zapewne zrealizuję.
Tymczasem kilka fotek w naszych Alejach, zestaw klasyczny, wygodny i idealny na sobotę. Spodnie i rękawiczki to nabytki z wyprzedaży, płaszcz już znany.
Dziewczyny, jak wy okiełznujecie włosy w taką pogodę? Nie chodzi mi o kręcenie pod wpływem wilgoci, moje takich tendencji nie mają - czy mokre czy suche - proste jak druty. Czesałam je chwilę przed zrobieniem zdjęć, a mam na głowie, delikatnie mówiąc "artystyczny nieład". Oglądam tymczasem zdjęcia na innych polskich blogach, gdzie pogoda w kraju w miarę identyczna, a nawet gorsza niż u mnie, a tam piękne ułożone włosy. Jest jakiś tajemniczy specyfik, o którym nie wiem? Jeśli tak, błagam, wtajemniczcie mnie!

Zdjęcia GNESHKA



Kozaki/boots - Zara
Spodnie/trousers - Zara
Płaszcz/coat  - Foymall
Sweter/sweater - Papaya
Szalik/scarf - H&M
Rękawiczki/gloves - Mohito

piątek, 17 stycznia 2014

Dlaczego lubi?


Ten post właściwie nigdy miał nie powstać. Jak mówi powiedzenie "nie należy kalać własnego gniazda". Krytyka blogosfery jest więc niewskazana, jeśli jesteś (i to już od dawna) jej członkiem. Ale to, co zaczyna się dziać i co obserwuję od miesięcy mając konta na kilku portalach stylizacyjno - lifestylowych oraz FB zaczyna być po części śmieszne, po części uciążliwe i po części straszne...
Konkursy. Robione RAZ NA JAKIŚ CZAS to rzecz nieszkodliwa, a nawet miła, bo ktoś z grona czytelników może wygrać coś fajnego. Dla blogera też korzyść, zawsze to dodatkowe lajki czy obserwatorzy, nie oszukujmy się, lubimy to :) Ale granice są.... Właśnie, gdzie? Mnie też się zdarza czasem zorganizować, nie przeczę. Przy czym M.I.T.T. ma niedługo trzy lata, konkursów było z osiem, głównie gdy zostały zestawy od sponsorów po spotkaniach... Może i się tłumaczę, interpretujcie jak chcecie. Ale gdy wchodzę na blogi lub ich fanpage, gdzie jeden konkurs się zaczyna, drugi kończy albo trwają dwa różne jednocześnie i jest pięć w tygodniu, to mi trochę ręce opadają. Poziom takiego bloga fatalny - obiektywnie, nie czepiam się i nie jestem zazdrosna, za duża ze mnie dziewczynka :) Zdjęcia robione przysłowiowym kalkulatorem na tle siatki ocynk w ogródku, fatalne stylizacje, jak mawia moja koleżanka "wiejsko-czarodziejsko" (nie obrażam tutaj absolutnie ludzie ze wsi, sama pochodzę spod Częstochowy, chodzi mi o określony styl). Przy czym... setki czy tysiące obserwatorów na blogspocie i Facebooku... Dzięki konkursom. A że dodatkowo teraz moda na apkę i fana miesiąca, to nieszczerymi komentarzami zachwytu taki fanpage aż ocieka, bo można za to wygrać tusz i szminkę z Rossmana, albo chińską bransoletkę... I zastanawiam się, to w końcu blog prowadzony dla pasji, potrzeby dowartościowania, czy współprac? A może z jakiegoś innego powodu? Bo w tym natłoku setek i tysięcy przepadają blogi naprawdę doskonałe, ludzi z pomysłem na siebie i na to, co robią. Dodaję taki do obserwowanych i tutaj zdziwienie, bo fanów spodziewałabym się w tysiącach a jest garstka.
Każdy z Nas, blogerów modowych (obecnie bardzo pogardliwe określenie, jak zdążyłam się przekonać w środowisku zajmujacym się social mediami) ma w sobie w końcu pewną dawkę ekshibicjonizmu. Inaczej nie pokazywałby jakiejś części własnej osoby i swojego stylu w internecie, nie pisał tekstów, narażony na ciągłą krytykę lub nieszczere pochlebstwa (potencjalnych fanów miesiąca :) Właśnie ta potrzeba i chęć wyrażenia siebie sprawia, że zakładamy blogi. Tak myślę, moja motywacja jest taka i znajomych blogerek i blogerów z tego co wiem również. Ale od pewnego czasu zauważam, że głównym impulsem dla założenia takiego internetowego dziennika jest korzyść, jaką przynoszą współprace. Na Modnej Polce, gdzie zapewne większość z Was zagląda, od kilku miesięcy aż roi się od wątków z żebraniem o klikanie w banery, lajki, wzajemne pomaganie sobie w tej materii. Każdy zakłada swój i zaśmieca forum. Pójdźmy dalej, zdarza mi się coraz częsciej dostawać prywatne wiadomości z prośbą o zalajkowanie, skomentowanie, zaobserwowanie! Nie oszukujmy się, firmy mają oczy a ich PR-owcy to nie kretyni. Nawet jeśli uda się nazbierać tyle przekierowań, że firma coś Nam da to jednorazowo albo będą to chińskie kolczyki za 2$.  Bo jeśli blog ma słaby poziom, na dłuższą metę nie da się utrzymać współpracy.
Hipokrytka, powiecie. Sama ma kontakt z różnymi firmami, a będzie się mądrzyć i zabraniać innym. Owszem, ale ani za wszelką cenę, ani nie zakładałam "Moda i takie tam" z tą myślą. Pierwszą współpracę (która zresztą trwa do dziś) nawiązałam po prawie roku blogowania. Obcnie mam ich kilka, ale jeśli mi coś nie odpowiadać w firmie lub jej produktach, nie będę polecać. Branie wszystkiego "jak leci" niszczy Nam markę. Nie warto.
Ostatnie, co chcę poruszyć, to forma promowania siebie i swojego bloga. Tendencja "pokaż cycki będzie więcej fanów" zatacza coraz szersze kręgi. Na Instagramie i FB zdjęcia brzuchów, biustów, pup, takie przypadkowe, a to z siłowni, a to w piżamce i tak w kółko... Że niby się bluzeczka przekrzywiła albo pokazujemy nowy samoopalacz... Cały czas myślę, czy ja zacofana jestem, w tyle zostałam? Może powinnam wyjąć z szuflady seksowny gorsecik i walić sesyjki do lustra typu "zobaczcie jakie nowe papucie kupiłam - ups, zapomniałam, że jestem taka nieubrana"... Fanów (zwłaszcza męskich) pewnie by przybyło, lajków, followersów na Insta też. Tylko jakim kosztem. Cenię każdą nową osobę która obserwuje mojego bloga, zalajkuje fanpage, napisze miły komentarz czy mail, taki "od serca". Daje mi to olbrzymiego kopa, każdy lubi być doceniony, nie oszukujmy się. Ale znów skonkluduję - nie warto za wszelką cenę nabijać statystykę. Robimy to dla siebie, to pasja i tak zostać powinno...

środa, 15 stycznia 2014

Love Chanel...


Chanel... Słowo - klucz, synonim elegancji... Marka, która zyskała miano kultowej i jest uwielbiana przez miliony fashionistek na całym świecie.
Początki to sklep z kapeluszami, który Gabrielle "Coco" Chanel otworzyła w Paryżu w 1913 roku, zaś oficjalnie jako dom mody funkcjonuje przy słynnej Rue Cambon od 1919 roku, a więc już prawie wiek. Przez lata projektantka stała się ikoną stylu i wzorem dla wielu kobiet, odważna, wyzwolona, łamała obowiązujące kanony zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Pod jej rządami marka wylansowała takie klasyki jak "mała czarna", sztuczna biużuteria, moda na perły, odzież z dzianiny, pikowane torebki 2.55 i tweedowe kostiumy. Również najsłynniejsze perfumy świata - Chanel nr 5 - to dzieło jej współpracy z Ernestem Beaux, pierwsze sztuki wyszły na rynek już w 1921 roku.
Chanel inspiruje. Tak było, jest i będzie. Od 20 lat dyrektorem artystycznym jest Karl Lagerfeld, który w każdej kolekcji dodaje szczyptę klasyki Coco, wymieszaną z własną nutą ekstrawagancji. Wszystko na najwyższym poziomie i doskonałej jakości.
Marka inspiruje również mnie. Lubię elegancję, wysokie obcasy, biżuterię, kobiecość. To wszystko, co można znaleźć w kolekcjach Chanel. Dziś zestaw, który mogłabym założyć spacerując po Rue Cambon, podziwiając paryskie widoki i wdychając zapach jednego z najpiękniejszych miast świata. Znajdziecie tutaj charakterystyczne elementy, a więc pikowana torebkę, prosty golf i żakiet, oraz tweedową spódniczkę. Plus czarne botki i zamszowe rękawiczki z wycięciem. Wszystko wykończone czerwona szminką i uśmiechem, który nie schodził z moich ust pomimo deszczowej pogody.
Zdjęcia autorstwa K. Filipczak - współpraca z profesjonalistką tego poziomu to czysta przyjemność.


Torebka/bag - Persunmall
Botki/boots - New Look
Rękawiczki/gloves - Mohito
Spódnica/skirt - Catherina
Golf/turtleneck - C&A
Żakiet/jacket - Drole de Copine

niedziela, 12 stycznia 2014

Obiektyw-nie...

a

Pewna znana warszawska fotograf powiedziała mi kiedyś, aby nigdy nie zakładać rajstop do zdjęć. Że nieestetycznie, że odbijają światło, że wyglądają nienaturalnie... To wszystko prawda. Przeglądam w internecie stylizacje zagranicznych blogerek, które na tle nowojorskich czy londyńskich ulic, lato czy zima, mają gołe nogi. Rzeczywiście robi wrażenie, bardzo "fashion", jak z czasopisma. Powiem więcej, bardzo mi się podoba, ale dziękuję, nie skuszę się. Będę mniej efektowna, ale za to uniknę zapalenia płuc lub innych miłych przypadłości. Ten zestaw oficjalnie zepsułam więc rajstopami.
Ubrana byłam tak na piątej już edycji znanego w częstochowskim światku barcampu Aleje IT. To idea zrzeszająca pasjonatów social mediów, marketingu i internetu w ogóle. Odbywa się kilka razy do roku, zawsze są interesujące prelekcje, każdy znajdzie coś dla siebie.
Zdjęcia pochodzą z wczoraj, niestety w piątek, a więc w dzień imprezy nie miałam możliwości ich zrobić. No i nie miałam jeszcze nowego obiektywu - Canona 50-tki. Odebrałam go w piątkowy wieczór - bardzo mnie cieszy, że już 10 stycznia udało mi się spełnić jedno z zaplanowanych na ten rok postanowień zakupowych. Ta sesja jest ciut testowa, ale i tak wyszła całkiem nieźle.
Zdjęcia by GNESHKA

 
Sukienka/dress - Preska
Kurtka/jacket - Choies
Naszyjnik/necklace - OASAP
Botki/boots - New Look
Okulary/sunglasses - Paul Frank

czwartek, 9 stycznia 2014

Lions


Zestaw do pracy, fotografowany poza pracą. Tak w skrócie można go określić. Jestem typową "biurówką" , więc pomimo, że czasem noszę do firmy jeansy, to jednak elegancki strój jest bardziej odpowiedni.
Bluzka idealnie wpisuje się w to, co lubię. Klasyka, ale z pazurkiem - lśniąca ozdoba z kamieni jest odpinana, co daje mi duże pole manewru w stosunku do obu elementów. Mogę założyć tutaj jakiś naszyjnik, a kryształy przypiąć do czapki na przykład (co zamierzam zresztą zrobić).
Spodnie nigdy nie były prezentowane, choć mam je w szafie dobre 4 sezony. Jednak latem 2011, a więc chwilę po założeniu bloga w wyniku różnych okoliczności schudłam dość mocno, więc nie nosiłam ich aż do teraz, bo na mnie po prostu wisiały, nie wyglądało to zbym dobrze. Jednak tej jesieni i zimy dużo chorowałam, mało ruchu i wróciłam do wagi sprzed kilku lat, więc teraz wypełniam je sobą odpowiednio :) Niekoniecznie mnie to cieszy, bo wolę siebie w wesji skinny, ale plan działania już jest, więc może nie do tych 46 kg sprzed 3 lat, ale tak do 50 kg, te 4 nadprogramowe zrzucić muszę! Trzymajcie kciuki, bo z silną wolą u mnie różnie, zwłaszcza wieczorem, gdy nagle okazuje się, że mam ochotę zjeść WSZYSTKO... I popić Coca-Colą...
Mój brat, obeznany z tematem, ułożył mi plan treningowy, jak na razie pomimo zakwasów kategorii mega robię tabatę (płuca można wypluć!) na zmianę z ćwiczeniami siłowymi. Plus pilnuję się jak szatan, z tym co zjadam i piję. Niecierpliwie wyczekuję wiosny, żeby wskoczyć też na rower. Teraz, pomimo braku śniegu jest ciut za zimno.
I tak oto od bluzki z kamieniami przeszliśmy do chudnięcia, my kobiety jesteśmy mistrzami w zmianie tematu :)
Zostawiam Was ze zdjęciami, które robiła SYLWIA

 

Szpilki/pumps - Franco Sarto
Spodnie/trousers - Zara
Bluzka/blouse - OASAP
Płaszcz/coat - H&M
Pasek/belt - H&M