niedziela, 26 lutego 2017

Velvet hoodie



Podobno kiedy kobieta idzie do fryzjera i obcina włosy, to znak, że zmienia coś w swoim życiu.
A gdy wielbicielka klasyki, ewentualnie boho pomieszanego z grunge kupuje bluzę z kapturem? Cóż to oznacza?
Abstrahując tutaj od sytuacji siłowniano - zumbowo - treningowych, zapewne u większości kobiet, tak jak w moim przypadku, chodzi po prostu o modowy kaprys :)
Budzisz się pewnego dnia i dochodzisz do wniosku, że w twojej garderobie ( i tak już pękającej w szwach) brakuje wciąganej, welurowej bluzy, koniecznie z kieszenią "kangurką" i kapturem. Zaczynasz poszukiwania najpierw w zaprzyjaźnionej szafie własnej Mamy (która jako kobieta stylowa a przy tym bywalczyni sanatoriów, tego typu odzież posiada) niestety zakończone fiaskiem. Potem przenosisz swoją uwagę na sieciówki typu Zara czy H&M, niestety nadal nie znajdujesz ciucha, jakiego potrzebujesz. Zaczynasz więc przekopywać internet i oto ona, w nasyconym kolorze wina, lub fioletu, zależnie od kąta padania światła. Na dodatek przeceniona. Zamawiasz. Paczka przychodzi szybko. Zakochujesz się. Żyjecie razem długo i szczęśliwie (dopóki się nie spierze, nie zblaknie albo nie zmienisz upodobań modowych).
I koniec historii :)





Foto by Ewa


Bluza/blouse - By Insomnia
Ramoneska/jacket - Shein
Jeansy/jeans - Tally Weijl
Botki/boots - Zara
Torebka/bag - Michael Kors
Rękawiczki/gloves - Mohito

środa, 22 lutego 2017

Sztuka kochania

foto: kinówki.pl


Nie lubię polskich filmów.
Poza kilkoma współczesnymi wyjątkami, które jestem w stanie zliczyć na palcach jednej ręki, w naszej rodzimej kinematografii cenię klasyki typu "Seksmisja" czy "Miś".
Dlatego wyciągnąć mnie do kina na polskie dzieło graniczy niemal z cudem.
Udało się to niedawno mojej przyjaciółce, która przyleciawszy po dłuższej przerwie z Irlandii spragniona była łyka rodzimej kultury i sztuki.
Poszłyśmy więc na film, o którym ostatnio bardzo głośno, a mianowicie "Sztuka Kochania. Historia Michaliny Wisłockiej".
I o tym właśnie będzie dzisiejszy post. O pięknym i mądrym filmie i niezwykłej kobiecie.

Michalinę poznajemy w momencie, gdy jest osobą dojrzałą, pracuje w poradni i pomaga innym kobietom nie tylko w sferze seksu, ale życia małżeńskiego w ogóle.
Potem reżyser Maria Sadowska płynnie cofa nas w czas II wojny światowej, gdy bohaterka jest młodziutką dziewczyną i poznaje swojego męża, Stanisława. Przeżywa wielką miłość i... rozczarowanie seksem na tyle silne, że podsuwa mężowi swoją przyjaciółkę Wandę... Sama zaś zagłębia się w karierę naukową, żyjąc w takim (bardzo udanym zresztą!) miłosnym "trójkącie" przez wiele lat. Tyle, że życie lubi płatać figle...
Nie chcę Wam zdradzać za wiele szczegółów życia pani Wisłockiej, bo to one tworzą i budują ten film. Na pewno jest pikantnie, natomiast na poziomie. Chwilami smutno, chwilami śmiesznie, chwilami nostalgicznie.
Pojawiają się tutaj cudowne kostiumy i cały przekrój mody z tamtego okresu, sukienki szyte z zasłon i tego typu smaczki. A ja bardzo lubię styl retro!

"Sztuka kochania" zachwyciła mnie od pierwszej do ostatniej sceny.
To film dopracowany, z wielką dbałością o szczegóły, świetnie oddający klimat wojennej i powojennej Warszawy, a potem komunistycznych lat 70 i polskiej rzeczywistości.
Rewelacyjna gra aktorska Magdaleny Boczarskiej, która stworzyła postać wyrazistą, ludzką, kobiecą. Genialny Eryk Lubos - zakochałam się w jego magnetyzującym głosie, no kurcze facet ma w sobie "to coś" :)
Świetne role Jaśminy Polak i Justyny Wasilewskiej, aktorek, o których przyznam nie słyszałam wcześniej. Natomiast kradną uwagę widza i hipnotyzują. Jedna jako Tereska, druga jako Wanda.
Uwodzą również widza ci znani i lubiani, obsadzeni w rolach drugoplanowych: Borys Szyc, Danuta Stenka, Wojciech Mecwaldowski i Arkadiusz Jakubik.
Muzykę do filmu stworzył Jimek, zaś piosenka tytułowa w wykonaniu Ani Rusowicz "W co mam wierzyć" jest pięknym coverem utworu Miry Kubasińskiej i zespołu Breakout sprzed lat (i jak na cover, wyjątkowo udanym).

Weszłam na seans z nastawieniem "a co tam, obejrzę", wyszłam poruszona, zachwycona  i z dziwnie wilgotnymi oczami. Mam ochotę wybrać się drugi raz.
To chyba znaczy, że warto :)

niedziela, 19 lutego 2017

Zaplącz kolorem



Lubicie plątać kolorem?
Ja bardzo! Zwłaszcza ciemne ubrania, które jak połowa społeczeństwa zimą noszę na okrągło, a z czernią już w ogóle mogłabym się nie rozstawać. Tyle, że nawet w grudniu czy styczniu, gdy teoretyczne wszyscy wyglądamy raczej szaro-buro, uwielbiam dodać jakąś barwną plamę, czy to różową czapkę czy szalik w nasyconym odcieniu. Coś, co będzie się mocno odcinać na tle reszty stroju. Coś, co będzie wyróżniać mnie.
Zresztą, przeglądając własne stylizacje dostrzegam w sobie tą skłonność do "mocnego" detalu w stroju i przeważnie jest to właśnie detal kontrastujący kolorystycznie. Nawet jeśli na chwilę zafascynuję się barwami stonowanymi, prędzej czy później wracam do "zaplątania kolorem".
Dziś w formie wielkiego zielonego szalika.
Pod spodem prosto, grzecznie, czarno, na wierzch rozjaśniający szary płaszcz, który oglądaliście niedawno właśnie z malinową czapką (TUTAJ). Wtedy też pisałam, że mam wielką chrapkę nosić owo okrycie z szerszym paskiem w talii. A że trafiła mi się niedawno w second hand skórzana perełka z ciekawymi klamrami od Palomy Picasso, nie omieszkałam dobrze zainwestować 6 złotych polskich. Tym sposobem widzicie na zdjęciach mój dwudziesty? trzydziesty? pasek, oczywiście chwilowo ulubiony :) Przyznam nieskromnie, że dobrze się z tym płaszczydłem komponuje.
Czemu zaś szalik akurat zielony a nie moja ukochana czerwień czy szlachetne bordo?
Bo w zeszły czwartek po raz pierwszy TAK zapachniało w powietrzu i wyszło słońce... Wiosna tuż za progiem! A to jej kolor!





Zdjęcia by Aga S. (dziękuję pięknie :)


Płaszcz/coat - Zaful
Szal/scarf - Benetton
Pasek/belt - Paloma Picasso
Golf/turtleneck - Catalina
Spodnie/trousers - Szachownica
Botki/boots - Zara
Torebka/bag - MacKenzie
Kapelusz/hat - H&M

niedziela, 12 lutego 2017

embroyed jacket by Zaful

 


Moja miłość do haftowanych ubrań pojawiła się już w zeszłym roku, razem z pierwszymi kolekcjami i modelami z takimi zdobieniami. Zakochałam się bardzo mocno i od tego czasu w oko wpada mi wszystko co takowe hafty posiada. Mam piękną wiosenną koszulę, którą mogliście podziwiać TUTAJ, z szafy wyjęłam również stare jeansy z Topshop, które oglądaliście TUTAJ.
Najświeższym nabytkiem jest zaś haftowana parka Zaful w kolorze khaki. Jest genialna!
To ciuch z gatunku "robi całą stylizację". Założysz do niej jeansy, trampki i podkoszulek - będzie super! Wrzucisz czarny golf, skórzane spodnie i sztyblety - rewelacja!
Botki, spódniczkę, białą koszulę - idealnie!
Czuję, że będę ją nosić bardzo często!


 


fotki by Kalina

kurtka/jacket - Zaful
golf/turtleneck - Orsay
Spodnie/trousers - Szachownica
Botki/boots - Stradivarius
Torebka/bag - MIchael Kors
Okulary/sunglasses - Ray Ban

środa, 8 lutego 2017

Książkowe podsumowanie stycznia 2017 King i Link

zdjęcia: empik.com


"... mają wspólny mianownik, refren, który niemal w każdej się pojawia i jest to nużące.." - tak w komentarzu pod ostatnim czytelniczym podsumowaniem miesiąca napisała Mama Dwójki a propos książek Charlotte Link.
Ci którzy śledzą mojego bloga w miarę na bieżąco (lub też znają mnie prywatnie :) wiedzą, że ostatnie kilkanaście tygodni upłynęło mi na dość dużej fascynacji tą autorką. Przeczytałam kilka jej książek i... właśnie się znudziłam straszliwie. Mamo Dwójki, masz rację w 100%! Doszłam do tego wniosku w styczniu niewiele później, przerabiając "Echo winy".
Virginia jest żoną bogatego bankiera Frederica Quentina i mamą kilkuletniej Kim. Z pozoru wiedzie życie kobiety spełnionej, jednak nie jest szczęśliwa.
Podczas rodzinnych wakacji na wyspie Skye Virginia spotyka Livię i Nathana Moore, małżeństwo, którego jacht właśnie został staranowany przez inny statek, zaś oni sami zostali praktycznie bez środków do życia. Bohaterka w odruchu serca przyjmuje oboje do swojego domu letniskowego, ku wielkiemu niezadowoleniu męża, któremu cała sytuacja zupełnie się nie podoba. Sytuacja, a właściwie bardziej sam Nathan... Virginia tymczasem jest mężczyzną oczarowana tak bardzo, że opuszczając z rodziną Skye zostawia Moore'om klucze, pozwalając nadal mieszkać w ich wyspiarskim domku. A gdy pan Moore zjawia się nagle i w ich rodzinnej rezydencji informując, że Livia wylądowała w szpitalu a on sam nie ma pieniędzy na hotel, przyjmuje go równie ochoczo... Oczywiście mąż przebywa w delegacji a romans zaczyna kwitnąć niczym żonkile na wiosnę... W międzyczasie też w okolicach ginąć zaczynają małe dziewczynki, policja rozpoczyna śledztwo. Okazuje się, że zagrożona jest również mała Kim...
 Zgubiliście się już? :) A jeszcze nie doszłam do momentu, kiedy Virginia wyłącza telefon, zostawia córkę u opiekunów i znika, jak się okazuje z Nathanem u boku...
 Trochę za dużo w tej książce pogmatwania, życiowych zakrętów, wzniosłych uczuć i prób zaskoczenia czytelnika, jakby Link straciła pomysł na fabułę świeżą i nie dublującą samej siebie.
Zmuliłam się, zdziwiłam okrutnie jak bardzo ta książka odstaje od bardzo dobrych pozostałych autorki, przeczytanych przeze mnie. Nie polecam.

Druga pozycja styczniowa za to, to jak zwykle klasa sama w sobie.
"Koniec warty" Stephen'a King'a. Ostatnia część trylogii o znanych już z "Pana Mercedesa" i "Znalezione, nie kradzione" bohaterach: emerytowanym policjancie Billu Hodgesie, jego przyjaciółce i partnerce w interesach Holly Gibney oraz oczywiście Bradym Hartsfieldzie. Ten ostatni, czyli czarny charakter z części pierwszej, po kilku latach budzi się ze śpiączki w Klinice Traumatycznych Uszkodzeń Mózgu. Okazuje się, że podczas snu podawano mu eksperymentalny lek, który wyzwolił w nim ponad naturalne zdolności. Brady potrafi mentalnie "wejść" w ciało danej osoby, opanowując jej umysł i wolę... A jedyne o czym myśli, to zemsta na Billu i jego przyjaciołach...
Książkę czyta się świetnie, podobnie jak pozostałe część (zresztą jak wszystko Kinga :) Wiem, znów jestem mocno nieobiektywna, ale w stosunku do tego pisarza nie umiem być inna. Pewnie wynika to z faktu, że przeczytałam praktycznie wszystko, co wyszło spod jego pióra i wszystko mi się podobało. Jedne utwory mocniej, inne mniej, ale dla mnie to nadal geniusz mroków ludzkiej duszy :)

Oczywiście będzie mi bardzo miło, jeśli Wy się wypowiecie na temat powyższych książek/autorów.
Komentujcie!

niedziela, 5 lutego 2017

Cabaret



Skrytykowałam ten trend okrutnie!
Gdy tylko pojawił się kilka tygodni temu, stwierdziłam coś w stylu - okropieństwo! Bo i też w pokazywaniu na paskiem jeansów gumy od rajstop kabaretek nadal ani sensu ani logiki nie widzę. No chyba, że ktoś chce się pochwalić smukłą talią... Ale wtedy i zwykłe biodrówki z krótką bluzką wystarczą.
Potem na portalach modowych wypatrzyłam siatkowe rajstopy pod potarganymi jeansami, widoczne jedynie w owych poszarpaniach i zaiskrzyło! Też postanowiłam spróbować, efekty widzicie dziś na zdjęciach.
Do tego długi bomber w ożywczym, bordowym kolorze.
Wiem, wyglądam na ubraną za cienko :) Ale przy wczorajszej dodatniej temperaturze nawet krótki spacer nadmiernie mnie nie wychłodził, poza tym w głowie mam już tendencję do układania zestawów z lżejszych ubrań. Po prostu całą sobą domagam się już wiosny i ciepełka :)





Zdjęcia by Ewa


Kurtka/bomber - Yoins
Koszulka/top - H&M
Jeansy/jeans - ACNE
Botki/bots - Zara
Torebka/bag - Benetton
Choker/choker - Yoins